Co właściwie świętujecie o świętujący? No?
Czy narodziny Dzieciątka? Czy może wigilijny stół jest bez Dzieciątka? Co wtedy świętujecie?
Powodem powstania postu jest mój bunt.
Od lat wysłuchuję z rozmaitych kierunków napływających stwierdzeń że Święta są Świętami Bożego Narodzenia, że wszyscy ci co świętują a nie uczestniczą w życiu religijnym nie mają prawa do Świąt. Poglądy wyrażane delikatnie lub autorytarnie.
Z drugiej strony to Święta na tak wielu np. kartkach świątecznych coraz bardziej bez Dzieciątka i Jego narodzin. Samo świętowanie też coraz bardziej bez Narodzin w wielu domach. Nie do przyjęcia trynd dla niektórych.
Żeby było jasne, niech dla wierzących będzie świętowanie Boskich Narodzin. Dzieciątku się należy.
Ale co do tych niewierzących świętujących nieprawnie bo bez Narodzin....
Brednia.
Nic by mnie w tym dwugłosie nie tykało by dać swój głos, gdyby nie zdanko kuzynki
A CO WŁASCIWIE ŚWIĘTUJESZ?
Skierowane do Rodzinnego Dziecka.
Do tej pory zdania olewałam. Ale to się właśnie zmieniło.
Mam potężną część rodziny mocno wierzącą, uczęszczającą do kościółka z regularnością zegarka, uczestniczącą w życiu parafialno-kościelnym czynnie i zapałem. Wszystkie sakramenty dla nie kleru zaliczone z pompą, chór, prace w kancelarii parafii i na rzecz parafii, kursy katechetyczne, pielgrzymki, kółka różańcowe, robienie młodocianych za ministrantów, Rycerze Chrystusa, no wypas, a wymieniłam tylko to, co bez grzebania w pamięci samo wyskoczyło. Myślę że to nie wszystko. Nie wiem w sumie co dla nich ważniejsze, czy wiara, czy poczucie wspólnoty które daje udział w życiu parafii i wierne uczęszczanie na msze.
Pytająca kuzynka z tego nurtu. Starsze pokolenie za przykładem swoich rodziców (a moich Dziadków) jest tolerancyjne, uznając że mocna wiara to dar i nie każdy go dostał. Ja mocnej nie dostałam. Och, żadnych wątpliwości co do istnienia Boga-Absolutu absolutnego, ale już multum co do reszty, zwłaszcza co do konieczności zorganizowanej kościelnej religijności. Niemniej uznaję i szanuję wiarę i sposób jej wyrażania mojej rodziny, nie dyskutując w temacie. Ani z formą, ani z treścią. Szacunek jest obopólny.
Żarłabym się z nimi wściekle, gdyby prezentowali postawę tego pana lub podobną w typie. Wspomnienie z czasów dojazdów do K. i z powrotem.
Pomieszało się z pociągami, jeden miał jakąś usterkę na tyle drobną że nie wypadł z rozkładu, ale zamiast przed pociągiem przyśpieszonym jechał za. Oba opóźnione. W Z. pierwszy wjechał na peron pociąg przyspieszony, czyli taki, który nie zatrzymuje się na najmniejszych stacyjkach. Były zapowiedzi, ale leciwy gościu z różańcem w łapie i krzyżykiem na szyi spytał czy dojedzie do właśnie takiej stacyjki. Odpowiedź dostał chóralną, że nie, że to przyspieszony, że zaraz będzie ten jego. Gościa to mało zachwyciło. Huknął:
-PRZYŚPIESZONY?!! TO JEDŹTA Z BOGIEM I ROZPIERDOLTA SIĘ NA PIERWSZYM ZAKRĘCIE!!!!
Z takim ogromem nienawistnej pasji i wścieku to było, że nas, w tym pociągu co miał się rozpierdolić na pierwszym zakręcie, zatkało. Jak klątwa. Absolut jednak był łaskawy, dojechaliśmy, ale gościu dokąd mi skleroza pamięci nie wyczyści stał się dla mnie wzorcem fatalnego chrześcijanina. Przefatalnego.
Więc nie, moja rodzina nie ma takich zachowań. Prawie generalnie nie ma też skłonności do wartościowania ludzi, ich nawracania i nauczania, ta pytająca kuzynka drobnym wyjątkiem.
Pytanie byłoby całkowicie niewinne, gdyby nie fakt, że ona ma jednak te skłonności, więc sierść u mnie w momencie na sztroc. Byłoby kogo nawracać i pouczać w gronie rodzinnym, poczynając na upartego ode mnie, poza tym jest wątła część rodziny zdecydowanie antyklerykalna, młodsza i jeszcze młodsza część rodziny już tak po całości religijna nie jest. Owszem, sporo "wiernych" solidnie, ale i kilkoro podobnych mnie i parę sztuk takich co określają się jako ateiści. Rodzinne Dziecko jest antykościelne i określa się jako ateistka np.
W kontaktach rodzinnych światopogląd religijny nie ma wielkiego znaczenia, wszyscy odebrali podobne wychowanie, są spadkobiercami rodzinnych tradycji, w tym tych związanych z obchodzeniem świąt. No ja i reszta tych bardziej "anty" darowujemy sobie chodzenie do kościoła, choć ja pasterki swojego czasu uwielbiałam i od kościoła nie uciekałam. Nie uważam że trafi mnie piorun gdy wejdę do, ale zbyt często trafiał mnie podczas kazań szlag - więc się nie pcham.
Ale ta tolerancja wzajemna zaczyna pękać. Ryska na razie maluteńka.
Młoda ateistka ze swoją rodziną mają choinkę, stół z tradycyjnymi daniami. Prezenty i życzenia by dobrze się działo. Młoda lubi i swoją rodzinę i tę formę świętowania.
I na twarzoku Młoda życzy wszystkim znajomym wesołych świąt. Widać na pierwszym obrazku, obrazek zajumany z obrazków tatusia.
I tu to pytanie. A co właściwie świętujesz?
Jak odpowiedzieć na tak zadane pytanie?
Najwłaściwsze chyba, ale też wymagające wejścia w dyskusje byłoby zapytanie co świętuje pytający. I jak oraz dlaczego.
Żeby nie było, powtarzam, świętowanie radosnego przyjścia kluczowej postaci jest zasadne i trzeba oraz należy, no ale jednak przy pełnym uznaniu że jest powód i prawo coś tu delikatnie i niedelikatne zgrzyta...
Bo.
Łupiemy.
Bo poza ideą, czyli Boskimi Narodzinami Zbawiciela, to wszystko kradzione i nie chrześcijańskie, łącznie z terminem. Nic dziwnego że "okradziony" nie może powiedzieć co właściwie świętuje. I dlaczego, bo ideę pierwotną skutecznie wykopano za horyzont. Zostały dekoracje oraz samo świętowanie. No serio, co jest chrześcijańskiego w wigilii? Gdyby dobrze poskrobać być może nie ostały by się jako chrześcijańskie ani kolędy, ani opłatek, ani nawet modlitwy czy nocna pasterka. Bo choinka, prezenty, życzenia, wspólne biesiadowanie przy szczególnym menu, takim o magicznym działaniu, jasność którą wprowadzamy do domów, sianko - nic wspólnego z chrześcijaństwem nie mają, poza oczywiście wielowiekowością zawłaszczenia. Samo pojęcie wigilia, w znaczeniu straż, czuwanie w oczekiwaniu na nadchodzące, też być może przytulone z wierzeń i obrzędów wykopanych za horyzont. Tak podejrzewam.
Termin Świąt podejrzanie bliski przesileniu zimowemu, tak jak Święto Zwiastowania Pańskiego podejrzanie blisko równonocy wiosennej. Kiedyś czytałam gdzieś że Zbawiciel urodził się wiosną lub wczesnym latem, nawet to miało przekonujące wyjaśnienie astronomiczne, przyjęłam do wiadomości i zaakceptowałam. Teraz Wikipedia podaje mniej porządnie uzasadniony termin urodzin w październiku. Tu bym tak łatwo go nie przyjęła za wiarygodny, no ale on i tak bardziej prawdopodobny niż obowiązujący świąteczny czas. Termin świąt dla mnie zawłaszczony, łatwiej było zawłaszczyć niż zwalczać istniejące i dobrze zakorzenione święto. Termin, dekory, sposób świętowania.
Nie do końca jednak, gdyby przetrzepać dekory, szopka może by się ostała, żadne tam choinki i reszta. Z tym że nawet w wypadku szopki nie dałabym głowy że nie ma ona starszych niż chrześcijańskie korzeni. Za żaden z elementów świętowania głowy bym nie dała że on czysto i ściśle chrześcijański, kolędy owszem, ich treść tak, ale że śpiew to już nie bardzo, śpiewanie dużo starsze. Poszukaj zresztą Czytaczu, może znajdziesz jeszcze coś.
A Idea Świąt, ta stara, czy na pewno wykopana?
Co świętowano? Wiemy że święto było związane z przesileniem zimowym. W najciemniejszym, zimnym i nieprzyjaznym czasie. Czasie groźnym dla słabych, trudnym do przetrwania. Więc myślę że miało łączyć stado, nakarmić głodnych, ogrzać, dać nadzieję że będzie jaśniej i lepiej, odpędzić czające się siły zła. Te siły zła też przecież do tej pory np. w kulturze germańskiej gdzieś tam majaczą, te Ruperty, Krampusy, Grinche. Aaa, nie, nie wiem czy Grinch to przypadkiem nie wymysł ściśle filmowy. Nieistotne, nasze Turonie i Kostuchy wcale nie były do bardzo niedawna oswojone, a po coś łaziły.
Wniosek jest jeden, to było dobre święto, bo inne nie miałoby żadnego sensu w takim czasie. Być może też świętowano nadzieję na życie po śmierci lub bardzo ważne narodziny, cholera wie, a być może Dzieciątko dodane jako bonus jest jedynym Dzieciątkiem kiedykolwiek świętowanym, uosobieniem samego dobrego - w tym i nadziei. Dla chrześcijan głównym dobrem, chociaż kradzionymi dekoracjami i terminem nie gardzą, wręcz niektórzy uważają że wszystko ich i tylko ich. Przez zasiedzenie chyba, bo sami nie wymyślili. A co do Absolutu obecnego w świętowaniu, to myślę że też był. Nie da rady inaczej, tak myślę, że nie ma stuprocentowych ateistów, drobny promil wątpliwości czy może jednak Absolut jest, wydaje mi się że być musi. W drugą stronę, to myślę że też prawdopodobne że u najmocniej wierzących jest promil wątpliwości. Tak wydaje mi się że jest po ludzku, choć upierają się że skąd, gdzie tam, zero, absolutne zero wahań.
Nie robię tu rankingu co lepsze i właściwsze z wierzeń, jakiekolwiek by one nie były. Nie da się, tych byłych po prostu nie ma. Być może te "pogańskie" były z odrażającymi praktykami typu zabójstwa ludzi w ofierze, być może były "humanistyczne" i łagodne, tak łagodne że dały się wykopać. Nie wiemy. Całe to aktualnie modne odwoływanie się do przedchrześcijańskich wierzeń uważam że o kant tyłka można potłuc. One minęły, wykopane i nie ma jak porównać. Nie ma wiarygodnych źródeł, są zlepy przypuszczeń. Możemy tylko się domyślać że była w nich uwzględniona jakaś forma życia po śmierci. Ślady tylko zostały, powtarzam, w tym i nasze święto, to listopadowe Wszystkich Świętych, a ono świadczy, że zmarli nie przepadali w nicości. Dekoracje i rytuały wryte w aktualną chrześcijańską religię. Są. Nie analizujemy, ale one są. Były na tyle ważne, wyraziste i zakorzenione, że nie dały się usunąć. Może niektóre z elementów świętowania są jeszcze starsze, sięgają w mrok dziejów tak daleko, że obchodzili święta z nimi kanibale? Ogień, uczta, gromadzenie rodziny-stada, one pewnie na pewno były. Tu daję sygnał że tak jest z większością świąt, podszewkę mają starą, bardzo starą. Nie pytamy dlaczego jajko na Wielkanoc. Co ma wspólnego z Chrystusem. A nic nie ma.
Ci, co Święta mają bez Najważniejszego Dzieciątka, uważam że nie mają łatwo z odpowiedzią co właściwie świętują wobec takiej skali zawłaszczenia. Ale wcale to nie znaczy że mają nie świętować lub się kajać że święta bez Dzieciątka. I dotąd nikt z nich jakoś nie bąknął, że niech pytający zabierają szopkę z Dzieciątkiem i świętują recytując kolędy w październiku, bez elementów co mają niechrześcijański rodowód. To dopiero może nastąpić.
No.
Istnieje jeszcze odpowiedź na zadane pytanie taka, która chyba potwierdzałaby intencje pytającej kuzynki. Czyli:
Świętuję komercyjne święto, główne dla wciskających chłam handlowców, święto wyżerki i laby. Kiczowatych plastików i reniferów oraz dżingobeli wszechobecnych.
Czyli jestem pustakiem, dla którego cenne gówno w papierku i napchany kałdun. Płaściutko i płyciutko.
Tylko że to byłaby czysta nieprawda. Nawet dla tych co dla nich powyższe zdanie jest prawie prawdą, to jednak podstawowe znaczenie ma ta iskierka o której tak dobrze i trafnie pisze Tabaaza. Tu. Nie znam na szczęście ludzi dla których nie byłaby istotną.
Ileż tłumaczeń. Bez gwarancji że trafią, kuzynka jest odporna.
To już lepiej odpowiedzieć że świętuje się 113 rocznicę budowy mostu Grunwaldzkiego. Oddany do użytku w październiku 1910, czyli pasuje, he, he. Tak zrobiło Rodzinne Dziecko.
Z kuzynką to ja sobie swoją drogą porozmawiam przy okazji, nie jest to groźba, ale coś muszę zrobić żeby mi sierść nie stawała dębem. Na szczęście jest porządnym ludziem, dobrze by było żeby nie stała się dziadem z dworca w Z. Nie lubię dziada do dziś. Kuzynkę lubię. Dziecko też. Dobra wola, obie mają, gościu z dworca nie miał za grosz. Czym zawracał głowę Najwyższemu? Strach się bać.
A co do konieczności nawracania, to myślę że niekoniecznie. Dziecko jest na etapie takim że na pytania i wątpliwości teoretycznie sobie odpowiedziała, może niekoniecznie ostatecznie. Bo każda odpowiedź jest przez nią obracana i nicowana, w sprawdzaniu czy na pewno słuszna. Szuka, taka natura teriera. I wychodzi mi że nie ma tak, że pierwsza odpowiedź jedyna, myślę, że dopiero się okaże jaka będzie ta ostatnia, uznana za naprawdę właściwą, o ile będzie taka. Dorosła jest, myśląca, z dobrym charakterem i sercem. Udała się. Lubię jak ludzie mają dobry charakter, dobre serce i myślą. Mogą myśleć inaczej niż ja. Czemu nie? Lubimy sobie myśleć że nasze poglądy i wiara jedynie słuszne. Ale gwarancji że tak jest nie ma. Podejrzane nawet by było gdyby była gwarancja, i sorry przerażają mnie tacy co myślą że ją mają na użytek wobec reszty ludzkości. Na swój użytek, to niech im będzie na zdrowie.
Za dekoracje robią nieliczne w miarę wyraźne cykanki dekoracji u Bobusiów. Moc tego i wszędzie, czego mój srajtfon nie docenił. Oni jadą po całości, w łazience straszą tacy goście.
Pisała R.R.
A to mój kuchenny świąteczny ozdobnik. Bez światełek i z. Wolę bez. Kokardką zaopiekowały się futerka, już cała ich, ale myślę że i bez niej może być.
Ps 1. Pisałam o pustakach, gdzie podstawową wartością świąt to pełny kałdun i gówno w papierku. Refleksja mnie naszła że to krzywdzące i też niesłuszne. Pełen kałdun i gówno w papierku też być powinny. Bo co, głodne święta i bez radości z materialnego byle czego to takie świąteczne i super? No nie.
Ps 2. W przewrotny sposób most Grunwaldzki ma niektóre cechy dobrych Świąt, odpowiedź Dziecka niekoniecznie od czapy. Most łączy, i daje szansę na dalszą drogę, otwiera ją. Czyli daje nadzieję na ciąg dalszy. Tak jak w wymiarze niematerialnym robią Święta, z całym swoim bogactwem znaczeń.