Mało było ostatnio aktywności, nie nadaję się do aktywności w upał. Owszem, jakoś się zawsze mobilizowałam, w tym roku tylko to co niezbędne. Rany. Czeka mnie orka gdy upały miną.
Niedziela się skończyła, ja z nocnym chłodkiem ciut odżyłam, więc piszę. W sobotę byłam w Bobusiowie, przegrzało mnie, przekołowało i niedziela była zdychająca, głowa pozwoliła sobie na ból. Nie ma co się nad zdychaniem rozwodzić, minęło jakby.
Z Bobusiowa wieści takie.
Dzieciątko obroniło licencjat, miało to nastąpić w przyszłym tygodniu, a znienacka jest po sprawie. Stres musiał być, bo na niewinne pytanie czy teraz magisterka, Dzieciątko stwierdziło że ma całkowicie dość i żadnych studiów. Na razie nigdy. Delikatne świętowanie było, jestem z niej dumna, dała radę choć nie lubi. Bo Dziecko nie kocha idei zaliczeń (nie było wypadku żeby nie zaliczyła czegoś za pierwszym podejściem, gra twardziela ale okropnie przeżywa przed) i więcej nie chce.
Bobuś jest tuż przed kolejną leczniczą jazdą. Kiedy jazda będzie to na razie się ustala.
Ogólnie raczej ok.
Było wściekle gorąco, słonecznie i dusznawo, nie bardzo się dało żyć nigdzie. Tylko siedzenie w cieniu miało sens i na tym właściwie powinnam poprzestać, tak jak reszta towarzystwa. Ale nie, zanim to do mnie dotarło, to sobie naszkudziłam.. Bo póki Dziecko było czczone to czciłam, jak pojechało na świętowanie grupowe to mnie jednak podniosło do zielonego, koniecznie coś chciałam, tak dużo do zrobienia. Na siedząco kołowrót mniej się dawał we znaki, to pewnie dlatego. Chociaż to co niechciane powyrywać zanim zrobi się duże nie do wyrwania lub rozsieje nasiona. Więc zataczając się troszkę powyrywałam i..... Uznałam w szale wyrywania pokrzyw i małych siewek klonów za niechciany klon liście kirengeszomy. Prawie zlikwidowałam sobie raryteta. A wyrywałam niechciane!!!!
Chyba karuzel wiedział dlaczego był. Albo to przez niego?
Z działań mniej szkodliwych, to po odsiedzeniu szkody, gdy prawie pewna strata rarytetu podniosła mi ciśnienie, wykopałam jedną kępę kamasji, cebulki wykopałam znaczy. Tu wydawało mi się że dam radę, chciałam wszystko, ale źle się kopało, niby takie nic, a więcej machania sprzętem groziło kalectwem lub udarem, dobrze że nie padłam przy tej odrobinie. Wykopana kępa jest młodsza o trzy lata od swojej też niebiesko kwitnącej siostry, sadziłam pięć cebul, takich w rozmiarze cebul tulipanów botanicznych, wykopałam szesnaście w rozmiarach różnych, ale wszystkie większe niż posadzone. Sekator nie jest olbrzymem, cykankę zamieszczam dla MP, co sadziła biedronkowe kamasjowe pipciumy. A wcale te cebulki nie miały super warunków, możliwe że gdyby miały, byłyby rozmiarów sporych ziemniaków.
Jeszcze starsza kępa do wykopania, pojedyncze białe też trzeba będzie wytropić, wykopać i zrobić z nich kępę na nowym miejscu. One lubią rosnąć w stadzie.
Znów cykanki niezbyt udane, tym razem rozmazanie kolorów. Problem jest po ostatniej aktualizacji aplikacji, barwy rozlewają się poza swoją formę. Najtragiczniej w tych przedstawiających czerwone róże, ciemne floksy i pomarańczowe lilie, wrrrrr, nie nadają się do pokazania. No dobra, najwyraźniejsze cykanki z nieudańców.
Nawet powycinać nie ma jak, jaka taka co dziesiąta, więc raczej opisówka będzie.
Jest bardzo sucho, po roślinkach nie widać tylko dlatego że mają poszycie, na ogół mnie denerwujące bo poddusza większe rośliny, ale przy upałach bezcenne.
Poniżej rozmazany łanek krwawnika kichawca, przy nim wydaje mi się że poskrzypek liliowy ciut hamuje wraże pożeranie liliowatych, koleżanka Basia twierdzi że tak działają wszystkie podśmierdujące astrowate z wrotyczem włącznie. No to testuję, lilie - tu niespodzianka, za niskie do tego krwawnika, kwiaty mają jeszcze zwinięte w pąkach i schowane w krwawniku. Tak sobie myślę, że może trzeba inne astrowate śmierdziuchy wprowadzić przy liliach, wrotycze i złocienie. Niższe.
Róże.
Część róż kończy lub skończyła kwitnienie, część dopiero teraz szaleje. Post otwiera cykanka ślicznotki z Koblencji i lawendowego kwietnego cyrku. Lubią się. Liva powyżej, niestety czerwone Piano i Karmazynowy cyrk kwietny mają cykanki rozmazane, wrrr.
Te różane cyrki to wynik fascynacji serią róż Flower Circus Kordesa, te co mam nie wszystkie są strzałem w dziesiątkę, Impala stanowczo nie. Mam cyrki: Impala, Escimo, Lawender, Parfum (mało pachnie), Crimson i Pompon Circus Flower. Ta ostatnia róża bardziej jest znana jako Pashmina, odradza się pomaleńku, a już myślałam że po niej. Przy robionych zbiorczych zakupach z koleżankami pracowymi wzięłam jako zamawiająca najsłabszą. Niby dawała radę, ale słabo, ta niszczycielska dla róż przedostatnia zima wydawało się że jest zimą ostatnią. W ubiegłym roku obok rudego kikuta Pashmina z łaski wypuściła bardzo późno wątlutki pędzik, taki wcale nie rokujący, w tym roku był jednak pęd mocniejszy, kwitnący. I super. Crimson Circus Flower był bonusem, świetną niespodzianką. Od popularniejszego Piano z hodowli Tantau różni się wyłącznie wzrostem, jest niższy o połowę.
Dobranoc.
Nie było mnie prawie całą sobotę, wracałyśmy z Asią ostatnim autobusem. Tak wyszło. Moje futerka bardzo źle zareagowały na całodzienną samotność. Opierniczyły, ze strony Rysi to był miauczacy bluzg, głośny jak na nią na poziomie ryku. No jak śmiałam. Zostawiłam, a jak raczyłam wrócić, to skrzywdziłam, bo nie dopiesciłam od razu (kleszcze!), jedzonko nie takie (nowa karma), i gdzie trawka?!!!. Tym razem nie przywiozłam. Przebaczyła mi dopiero w niedzielę, z popołudniowej drzemki obudziłam się z rudzizną u boku. Futerkowy chłopcy byli dla mnie bardziej wyrozumiali, przynajmniej takie robili wrażenie. Miauk był, ale raczej proszący o pieszczoty, co dostali. Tyle że nocą były ganianki, łomoty i rumory, skorupy miseczki i rozrzucone chrupki. W niedzielę znów koteczki Feluś i Jacuś to sama słodycz, ganianki i wojenki, naprawdę? Skąd. To jakiś obcy kot. Dwa obce koty, no, może trzy.
Ale już nie są słodziakami. Niby karma i kuweta są jak należy, ale pora na grupowe zaleganie, na pieszczoty. Rysia już nie da popisać, koledzy też, drobna na razie wojenka w ramach działań przywołujących mnie do porządku się szykuje. Drobna, ale rozwojowa, muszę działać.
Pisała R.R
Acha. Jacunio sika, nadziewanie na razie odstawiłam, obserwuję go bardzo pilnie. Tabletki trzymam z niepokojem pod ręką i kto wie czy nadziewania nie wznowię. Niby ok. ale wydaje mi się że trochę za często bezproduktywnie się zaczyna kręcić koło kuwety.
Ryki Rysi weszły jej w nałóg. Karcona przecież była krzykiem i uznała że to dobra metoda na karę i dla mnie. Zaczęło się od stłuczenia przeze mnie miseczki z której miała właśnie jeść. Oburzona Ryszarda w pozie odpowiadającej mojej (szerzej rozstawione sztywne łapki), z mordką otwartą jak krokodyl, idealnie przełożyła moje QRRRWO!!!! na miauk.
Bulwy są jadalne, spróbujesz?
OdpowiedzUsuńCudne róże, nie opadają za szybko z powodu upału?
No i faktycznie przegięłaś z tymi pracami, wiem, że kusi, że rwie żeby cos, malutko, ale zrobić, a później się cierpi, jednak ja w upale odpuszczam, moge nawet w deszczu, jak nie jest to ulewa, ale upal to tylko na polegiwanie i jak najmniej aktywnosci.
Tu pogoda dowalila, najpierw susza teraz ulewne deszcze, i marnie to znoszą kwitnące rosliny.
My w sobote do poludnia uwineliśmy się z porzadkowaniem podwórka, później byłoby już za gorąco. Wczoraj moczenie stóp w zimnych baltyckich falach, nawet jakiś tam pchli targ odpuscilismy, żeby nie chodzić po slonku w upale. Nad morzem bylo najprzyjemniej, wiatr , a kocyk w cieniu .
W nocy zaczelo padać ,teraz przechodzą burze .
Nie będę próbować, wierzę że jadalne. Bo co jak tak pyszne że pożrę wszystkie?😀 Róże, te o większych kwiatkach, mają przy upałach trudno, ale tym z drobniejszymi to upał mało przeszkadza.
UsuńJak dobrze że na saksach masz morze blisko😀.
Co do pracy ogrodowej w upał, to stwierdzam że się po prostu nie nadaję do takiej.
Nie tak znów blisko niestety, szczególnie jak sie chce uniknąć tłumów i przebywania w słońcu, znaleźć miejsce do zaparkowania, bo z tym duże problemy jak lepsza pogoda, to trzeba jeszcze dalej pojechać .
UsuńAle bliżej morze niż w domu😀. I dobrze że z tego korzystacie😀
UsuńNo i widzisz, nie wyrażaj się przy dzieckach, bo będą robiły tak samo.
OdpowiedzUsuńJa Cię podziwiam, że w tych warunkach pogodowych tyle zrobiłaś. Ja uznałam, że właściwie to przecież lubię dżunglę, więc sobie hoduję swoją własną dzicz, niech rośnie, nie będę jej przeszkadzać. U mnie ciągle ponad 30 stopni, od tygodnia ze dwa razy pokropiło przelotnie, duchota z tego większa, ale przynajmniej słońce nie wali bez przerwy, czasem za chmurkami, więc da się żyć. Ale na prace ogrodowe to mnie nikt nie namówi.
Nie podziwiaj głupoty 😀. Dżungla, to fajna rzecz, ale poniosło mnie bo jednak moja wymaga korekt. Licznych.
UsuńCo do wyrażania się do dziecków -pierwsza kicia co podłapała😀
Mnie też do roboty nikt nie zagoni w takie upały, ogród nie zając... Ograniczam się do podlewania. Twoje kamasje podziwiałam wiosną na zdjęciach, u mnie już sobie całkiem odpuściłam, mam zbyt ubogą, suchą i piaszczystą glebę, te biedronkowe też nie dały rady. W sumie i tak mam taki busz, że ciężko wcisnąć coś nowego :) Teraz czekam na kwitnienie jeżówek z własnego siewu ,ciekawe, jakie kolory zaprezentują.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Kotostwo w lepszej formie.
Czyli co, nie chcesz cebulek? Pięciu?
UsuńKurdesz, chcieć to bym chciała, ale obawiam się, że kamasje nie byłyby zachwycone ... Mówisz, żeby dać im jeszcze jedną szansę ? Jest parę takich roślin, które próbowałam usilnie wprowadzić do ogrodu- jarzmianka, werbena patagońska, giaura i właśnie kamasja- to pierwsze z brzegu, które pamiętam i które jakoś nie chcą się u mnie zadomowić. Z drugiej strony- może za mało uparta byłam ? Hortensję pnącą przesadzałam ze 3 razy, zanim wreszcie wystrzeliła w górę przy pniu dębu, niestety, odeszła razem z nim.
UsuńTu werbena patagonska rosnie ładnie, bardzo ją polubiłam.No i rozsiewa się niesamowicie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie ponoć jest łatwa w uprawie i lubi się rozsiewać, a u mnie w drugim roku zaginęła, zamiast się rozsiać, buuu... Za to mam pełno siewek firletki, naparstnic i szałwii, o kosmosach nie wspomnę (a też miałam kilka nieudanych prób wprowadzenia ich do ogrodu i wreszcie zaskoczyły).
UsuńWerbena patagońska na terenie większości naszego kraju nie zimuje, nie lubi też przemarznięcia nasion. Kiedyś miałam ogromną kępę z wysianej rozsady i nadzieję że będzie się sama zagęszczać i rozszerzać, nic z tego, nieliczne pojedyncze siewki nie tam gdzie powinny, a roślinki mateczne prawie wszystkie odleciały. Może za słaby drenaż, może nie lubią za zimno, cholera wie. Takie mam z nią doświadczenia. Bobusiowo też nie wszystkie rośliny toleruje, ale czasem upieranie się ma sens. Czasem. Odlatują pewniaki, o zwyklaki trzeba powalczyć, a dziwa rosną, to tak bywa i już. Kamasjom dałabym szansę, bo. Piękne, dla mnie mniej wymagające niż się o nich mówi, jak zdecydują się rosnąć to zdrowe, i mimo że jadalne to gryzonie omijają. I wiesz co? Diabli wiedzą co sprzedawali jako kamasje w Biedrze, po wykopaniu widzę, że NIE MA CEBULEK PIPCIUMÓW, więc myślę że to był kant.
UsuńDoruś, werbena patagońska jest piękna. Ma mnóstwo wdzięku, taka lekka w formie, motyle i bzykacze do niej lecą, no ale co z tego. W Bobusiowie jest jednoroczna i z rozsady.
UsuńA jeszcze napiszę, że rośliny potrafią być nieobliczalne. Kupidynek mi zaginął na idealnym dla siebie stanowisku, dana Basi siewka zrobiła u niej z siebie matkę kupidynkowego buszu. Krzysiowe czosnki starsze zaginęły, ale jest pod różą, w absolutnej plątaninie wysiany i kwitnący jeden. I je chyba trzeba zostawiać, chociaż te gwiaździste kule aż się proszą o zabranie do domu.
UsuńJa czosnki zostawiam, teraz mam ich już tyle, że spokojnie parę kul mogę zabrać do wazonów na całą zimę. Muszę upolować jeszcze jedną odmianę- Szuberta. Czosnki są super, bo u mnie nic się z nimi nie dzieje złego, nie wysychają, nie są wymagające i nie ima się ich żadna poskrzypka ani mszyce.
UsuńTu w wielu miejscowosciach obsadzają czosnkami klomby, super wyglądają.
UsuńNa mnie krzyczy chyba każdy codziennie. Najwięcej do powiedzenia ma Morfeusz. Ale to takie niunkowe z wykrecaniem się głowa do podłogi weź głaszcz stoję tu na komodzie specjalnie na to. Ale każdy ostatnio ma coś do powiedzenia, a pogoda raczej nie sprzyja tylko morduje. Po jednym pobycie na placu w cieniu dorobiliśmy się bólu głowy a Młody to miał pogadane na temat ilości pitej wody. W ten upał to nie żart jest. Ehhh.
OdpowiedzUsuńCzyli wołają i rozmawiają, a nie wyzywają...... U Rysi to wyzwiska, nie ma wątpliwości. Dbajcie o siebie, w upały cień i picie to podstawa😀. Ja nie wiem dlaczego ostatnio aż tak gorące lata, chetnie bym się nimi nacieszyła, ale te gorąca to przecież jakąś Afryka.
UsuńRomi w upału to się nie myśli, dlatego lepiej nie pielić w pobliżu rarytetów. Dziecku się na razie przejadło, odpocząć musi od uczelnianych radości. Bobusiu jak czytam w spokoju oczekujący więc w Bobusiowie OK. Co do kotów to ponoć kamyczki schodzą etapami, troszki spokoju i kamyczkowanie do odtykania. Wszelkie kuracje antykamicowe są długotrwałe, grunt żeby kamorki schodziły. Co do Ryszardy to zdawa się wyhodowałś potwora, he, he, he, główną zarzundzającą znaczy. Chłopcy na tym tle to będą robić za wzór uprzejmości. ;-D
OdpowiedzUsuńA tak, zarządzająca, niech to. Z pełnym repertuarem, w miauk zaczyna wplatać syczenie i fukanie/prychanie, ewoluuje w roli. Ech. Jacuniowi wznawiam nadziewanie, nie ma co, dziś widzę że jest słabiej z sikaniem.
UsuńJak sikanie Cacentego?
UsuńZnów była jazda. Jestem wykończona, nie tylko ja, srajtfon też szwankuje. Cacenty już sika, znów. Tablety przywrócone. Dziś powinnam bobusiować, może jeszcze pojadę, zobaczę, godzina na decyzję. Tylko jaki tu sens, skoro jestem flak, upał i wolałabym być przy Jacuniu.
UsuńJacusiu sikaj!!!🍀🍀🍀🍀💚💚💚💚
UsuńCzy są siki?
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieję że chociaż u innych Kociarzy u Was też Tabi i Romi nie będzie akcji szpitalnych naprawdę ten upał jest wykańczający
Nie pomaga na sto procent a tylko szkodzi
No upał.
UsuńAlerty dzisiaj unikać wychodzenia. Ponad 32 ma byc
OdpowiedzUsuńU nas było 33
OdpowiedzUsuńJutro ma być 35🌞
Kocureczku u mnie Jacunio znów ma kłopoty. Owszem siusia, ale z bólem, opornie, schodzi kolejna partia zatykaczy. Co gorsza sztukę wypływania tabletek doprowadził do perfekcji.
UsuńNo coś tak czułam że coś się dzieje. Ja Aleksowi daje pastę na kłaki bo miał kupę w klakach. Oby nie miał jak Mefisiu bo Aleksik ma lat 14 to już inaczej by było.
UsuńEhhhh
Fluidujemy x🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚🍀💚💚🍀💚💚🍀💚💚💚💚
Kocurku on sika, ale po całym Jacuniu widać że to nie jest mile zajęcie. Na nowo leje tam gdzie nie powinien...
UsuńJa pamiętam jak wczoraj Amber potrafił nie mieć w gardle a potem prowokacja wymiotu o i już. Tabletka rozmoczona i sama mogę wylizać ..
OdpowiedzUsuńOn jest cały obrażony, jak to, boli a ja męczę. Szkoda że nie można stworkowi przetłumaczyć..
UsuńŻyczymy Jacentemu właściwych ilości moczu. A Tobie - trzymaj się, bo co tu napisać.
OdpowiedzUsuńWiesz, pojechałam na te targi minerałów w Lwówku, w dzień z największym upałem. Słońce, budynki, zero wiatru. Lepiej wybrać nie było można. Na szczęście miałam kapelusz, budynki dawały cień, kramik z kawą sprzedawał i mrożoną, no i byłam w dobrym towarzystwie. Dzięki temu udało się przetrwać. A co fajnego kupiłam, spytasz może z ciekawością? Mongolskie skarpety z 100% wełny jaka. Jak w sam raz na upał. :-D
Zakup cudny, z wysoko ustawionym poziomem absurdu🤣🤣🤣🤣, mistrzostwo 🤣. Tak sobie poczytałam niechcący o słonecznej herbacie, grzybowym rosole, oba specjały powstają przy wystawieniu na słońce w szkle wody z paprochami herbaty czy grzybów. Podobno efekty jadalne. Ciekawe co się Ci zrobi na słońcu w tych mongolskich skarpetach.... Ale lepiej nie próbuj 🤣🤣 Lwóweckie agaty, ach. Dobrze że pojechałaś 😀
UsuńChciałam znaleźć lokalny minerał na literę p, o którym pisałaś kiedyś, ale zapomniałam jak się nazywa, ofiara jedna ze mnie.
UsuńWcale że nie ofiara. Prasiolit lub prazjolit, dziwna nazwa po prostu, niezakorzeniona w języku. Nieoszlifowany będzie wyglądał jak kawałek zielonkawego, niekoniecznie przeźroczystego szkiełka. Ale zielone jest piękne prawie wszystko, stanowczo be są takie rzeczy jak zielone smarki z nosa🤣, a zielone smarki to mikron w zieloności 🤣
UsuńDzięki, dobra, kompetentna duszo. Teraz sobie zapisałam w kalendarzyku, pod datą 2-3.09. targi minerałów w Jeleniej G.
UsuńBędę już widziała o co pytać.
Być może trafisz, jeśli będą nasi, rodzimi zbieracze którzy zechcą sprzedać. Ja swojego czasu chorowałam na rodzimy chryzopraz, ale to tak rzadkie, że przepuszczona okazja nigdy się nie powtórzyła. Nie do końca żałuję, bo to nie było takie cudo o jakim myślałam.
UsuńSadząc po zdjęciu prazjolitu, które wkleiłaś jako ilustrację, kreatywny poszukiwacz mógłby mi sprzedać obtłuczone zielone szkiełko. :-D Ja się nie znam.
UsuńKamień ma inny ciężar, inaczej się nagrzewa, kwarc zawsze będzie zimniejszy niż szkło. Dotyk dużo w tym momencie może, łatwiej rozróżni. Inna też jest twardość minerałów, kwarcem zarysujesz szkło, odwrotnie nie da rady, chociaż kwarc rysuje kwarc, a szkło może zarysować szkło. Stal zrobi ziaziu szkłu, prazjolitu nie ruszy. Inaczej przyjmują światło. Niby różnic dość, ale i tak niełatwo. Zwłaszcza że nikt nie pozwoli rysować gwoździem po sprzedawanym.
UsuńNo i gdzie jakiś raport zniszczeń Panny Rysianty? Bo nie wierzę, że grzeczna...
OdpowiedzUsuńA co z JAcusiem???
Hej,hej, uprzejmie prosi się o notatkę 524.
OdpowiedzUsuńDołączam się do próśb.
UsuńDziewczyny, jak na razie to walczę z panią d i santa monicą. Santa Monica miała wpływ na to, że pani d podniosła łeb. Napiszę za parę dni.
UsuńKochana, z nami raźniej, nie jesteś sama, pani d to podstepna menda, mowię do niej Precz od Romanki!
UsuńWspieram Cię na odległość, chociaż jakie to wsparcie, chciałby się taką deprechę wyciągnąć z człowieka i rozdeptać, ale nie wiedzieć czemu, to nie działa, w końcu to też jest część człowieka, i jeśli wyciągać, to ostrożnie, bardzo ostrożnie.
UsuńŚciskam Cię razem z panią d. To znaczy ja ściskam Was dwie, a nie że ja z panią d. zgniatamy Cię razem w niedźwiedzim uścisku. Gramatyka bywa podstępna. :-)
To i ja się dopisuje!
OdpowiedzUsuńJa sama w domu do niedzieli połowy, więc ciężko mi się ogarnąć. Jakoś się jeść nie chce nawet, ale jagody w biedronce dwa słoiki za 13 zł i jednego już nie ma.
Znaczy wiaderka 500g 😆
Dwie doby mi wystarczyło
GoodOmena odpalam bo nie pamiętam już 1 sezonu a co mówić zaczynać drugi.
Lejba przeokrutna u nas, ale potrzebna.
OdpowiedzUsuńPamiętam i ślę fluidy wspierające, razem z kociornicą.
Agniecho, czy to u Ciebie był obrazek przecudny z tytułem ile tygrysów widzisz? Taki staro orientalny, chiński lub może z krain bliskich, koreański?
UsuńJest to możliwe, bo taka szmata wisi na ścianie.
UsuńAle nie pamiętam i nie mogę znaleźć, kiedy to było.
UsuńU nas zimno i sennie. Co przygrzeje to zawieje za chwilę.
OdpowiedzUsuńPadam ale zostawiam fluidy ❤️❤️❤️
U nas zimno i mokro.
UsuńU nas takie nie wiadomo co. Duszno a niby nie upał. Włosy mam mokre. Wnioslysmy paczki. Kolejna skarga wypełniona na debila. Kurna.
OdpowiedzUsuńŻyczymy zdrowia Romanie i kotowskim.
OdpowiedzUsuńNo ja mam nadzieję, że Jacuś sika jak trzeba!
OdpowiedzUsuńSama pamiętam walkę ze struwitami miesiąc dobrze a potem znowu i tak w końcu się udało ale ile to nerwów...
Fluidy zostawiam
OdpowiedzUsuńTakie nietypowe
🍫🍫🍫🍫🍫🍫🍫🍫🍫🍫🍪🍪🍪🍪🍪🍪🍪🍪🍩🍩🍩🍩🍩🍩🍩🍩🍩☕☕☕☕☕☕☕🍯🍯🍯🍯🍯🍯🍯🍯🍯🍯
Dziękuję.❤️
OdpowiedzUsuńDzięki, że się odezwałaś.
Usuń