Stosowny w każdym sensie do posta gagat, spasiona masa stworka też pasuje. Grubo będzie, bo inaczej być nie może, choć post o minionym w wersji wyłącznie deluxe, ozdobnej. Z urodą to bywa różnie, żabsko przykladem - uroda problematyczna, przynajmniej dla mnie. |
4 540 000 000 lat - tak szacowany jest wiek Ziemi jako planety.
4 100 000 000 lat liczą podobno pierwsze ślady życia, fotosyntezy w węglu.
Potem było wielkie bombardowanie bo formował się księżyc, być może kosmiczny nalot nie tylko za jego przyczyną - co się z księżycem nie zlepiło to spadło, a ziemskie życie odeszło po raz pierwszy.
Ale wróciło. Kataklizmów być może nie brakowało, lecz nie powtórzyła się na nasze szczęście jego totalna zagłada. Koniec życia po tamtym pierwszym, totalnym, jest już wyłącznie na mniejszą, osobniczą lub gatunkową skalę. Nietrwałość i przemijanie życie ma jednak wpisaną w każdą żywą komórkę, tak jak potencjał zmiany i rozwoju. Jest budowane z materiałów dostępnych, przekształcanych w procesie życia na inne, tworzy organizmy coraz bardziej złożone, w nieskończenie wieku wariantach. Ślady zostawia po sobie zawsze, rozpoznawalne przez nas lub nie.
O tych śladach post. Czasem to ślady nierozpoznawalne, w innych wypadkach minione życie oczywiste.
BAJKA O ŻYCIU MINIONYM.
Rośliny.
Od nie tak dawna wiemy że niektóre kamienie nie wzięły się bezpośrednio z wnętrza ziemi, owszem, budulec ze związków "nieżywych", ale budowały kamienie istoty żywe. I takie, co to do końca nie wiadomo czy to już roślina czy może jednak już zwierzę oraz już rośliny i zwierzęta.
Było o krzemieniu. Też kiedyś żył. Jest tak stary, jak otaczające go skały. Występuje w postaci buł, o zaokrąglonych krawędziach, spłaszczonych bardziej lub mniej. W tych naszych, przebadanych mniej więcej porządnie, to właściwie samo minione żywe, sprasowane i skoncentrowane. W innych, gąbkowe krzemowe konstrukcje zostały zalane płynną krzemionką, naciekajacą do wnętrza buły. Znajdowane są najczęściej w wapiennych skałach osadowych (samym wapieniu, marglach, dolomitach) a te wapienne skały to też przecież pozostałość po morskim życiu, znaczna ich część na mur beton żyła na pewno. Otaczająca krzemień kora, to nic innego jak strefa graniczna, dwa gatunki stworzeń mieszkające po sąsiedzku dają warstwę pośrednią, mocniej się trzymającą twardego środka niż miększego zewnętrza.
Czyli tak naprawdę, to pierwszego bohatera mamy już oszkalowanego.
A teraz będzie niekrzemiennie.
GAGAT, JET STONE, DŻET
Zaczynam od niego przede wszystkim dlatego, że życie na ziemi węglowe. Węgiel jest w każdym, dosłownie w każdym żywym ziemskim organiźmie.
Gagat to szlachetna, czarna odmiana węgla brunatnego, sprasowany torf i inne roślinki o dużej zawartości węgla. Bez wątpienia żył, znajdowany w złożach węgla brunatnego o mniej wyrazistej barwie. Czarną barwę i jednolitą drobną strukturę przypisuje się temu, że jest efektem sprasowania płonących kiedyś torfowisk lub lasów. Tak się zdarza i z przyczyn naturalnych. Pożary torfowisk to rzecz prawie niemożliwa do ugaszenia.
Oprócz pożarów torfowisk są też pożary głęboko położonych węglowych złóż. Trwają. Aktualnie, to od czterech lat płoną syberyjskie torfy, nic im nie przeszkadza pięćdziesiąt stopni mrozu. Mało co może przeszkadzać, trwać taki pożar może naprawdę długo, torfowisk i złóż. Od 5500 lat, tak, dobrze odczytałeś liczbę, płonie złoże węgla pod australijską górą Mount Wingen. Tu raczej człowiek nie zawinił.
Efektem ubocznym pożarów może być gagat, warstwowe złoża przy węglu brunatnym, ale i przy czarnym się zdarzają, co prawda bardzo rzadko. Urody jest takiej, że człek go raczej nie spala.
Jet stone, gagat, to jeden z ukochanych kamieni plemienia Zuni, razem z turkusem, masą perłową z muszli, koralem, serpentynitem i paroma innymi jest podstawą do wyrobu zwierzęcych figurek. Czarny, turkus, biel, eleganckie odcienie serpentynitu. Żabsko prezentowane u góry jakby chińską karykaturą żabich fetyszy Zuni. Kombinacje turkusu z gagatem. Żaby Zuni.
Fetysze są obecnie przedmiotem pożądania kolekcjonerów, mają swoich artystów, niekoniecznie indiańskich. I żeby nie było, żaby wybrałam na przedstawicieli, stworki fetyszowe są we wszystkich gatunkach znanych Zuni..
Naszyjniki Zuni.
Gagat jest lekki, stosunkowo miękki, łatwo daje się obrabiać struganiem, polerować na naprawdę wysoki połysk. Od niego nazwa dżet, dżety. Z tą łatwością obróbki, mniejszą o połowę wagą i konkursowym połyskiem ma przewagę nad onyksem. Jeśli chcesz czarne dobrze widoczne kolczyki, to najlepiej z gagatu Czytaczko, mniejsza szansa że małżowina ucha posłuży za szalik.
A poważnie, to gagat razem z onyksem robił za ozdobę żałobną w dziewiętnastym wieku. Obok nich wtedy do łask wróciła czarna emalia jako czarne szkliwo wypełniające rowki i tła, pojawiły się inne czarności, używane wcześniej lub nowe. Jak ebonit, wtedy ceniony.
Dziś czerń to kolor elegancji, nie tylko żałoby. Owszem, powstaje biżuteria gagatowa. Gagat mniej kruchy niż chalcedon, daje się rzeźbić w ażury. Tu rekord, choć tak naprawdę to wątpię czy to na pewno gagat. Wyrób współczesny.
W wiktoriańskich ozdobach z jet stone były ażury, nawet bardzo delikatne, koronkowe, łańcuchy nawet, o ogniskach wyrabianych z bryły, więc kto wie. Może i z gagatu powyższy biżut.
Fakt, to świetny materiał do rzeźbienia.
Pokazałam jednolicie gagatowe drobiazgi, ale często się go łączy z innymi ozdobnościami.
Następnym roślinnym minionym jest
BURSZTYN, JANTAR, AMBER,
Bywa ściśle powiązany z gagatem, wraz z nim występując w pokładach węgla brunatnego. Gagat w warstwach, bursztyn w bryłach.
Skarb Bałtyku i mamy szczęście się nim cieszyć, choć pod Portem Gdańskim raczyliśmy zabetonować jedno z większych skupisk. A pozostałe, to już raczej nie u nas, tak bardziej na północny wschód trzeba szukać. Ale jeszcze jest. W kilku gniazdach, rozsianych na terenie Polski, sporadycznie znajdowany i pod Krakowem.
Nasza historia nieodłącznie z nim zwiazana, każdy rodak musiał w szkole się dowiedzieć o istnieniu bursztynowego szlaku. Pewnie wie i o Bursztynowej komnacie, a w domu coś bursztynowego mu się poniewiera. Korale po cioci - często już nie na sznurku, bryłki z wakacji, to warianty najczęstsze. Bywa że w domu tylko plastik udający bursztyn, lub bursztyn modyfikowany (taki topiony z odłamków w całość), lub w drugą stronę - oprawna w złoto lub srebro ozdobność do noszenia, albo przedmiot po przodkach wykładany bursztynem. Skoro tak, to temat polskiego, naszego, potraktuję ulgowo, nie widzę potrzeby zagłębiania się weń, choć serce ciągnie. Lubię. Podziwiam. Doceniam.
Zarówno ten nieprzejrzysty, jak i przejrzysty. Z inkluzjami i bez nich.
|
Patera z królewskiego stołu Zygmunta III Wazy |
|
Kolor niby ten sam, ale przejrzystość już nie. |
Nasz, bałtycki ma ogromną rozpiętość przejrzystości, od zupełnie przeźroczystych, do nieprzeniknionych. Skala jego ciepłych odcieni równie szeroka, od bieli do czerni, przez złota i brązy. Zielonkawe i czerwonawe też się zdarzają, w każdym wariancie przejrzystości. Słusznie się nim chlubimy. Polecam gorąco wizytowanie bursztynowych muzeów, jest na co popatrzeć, gwarantuję że w każdym.
Gdańskie ma na przykład taki pokoik.
Co to jest bursztyn? To zakrzepła stwardniała żywica drzew, u nas mogły rosnąć araukariowate albo sośnicowate lub praprzodek modrzewnika, Pionierzy emigracji z ziem Polskich, he, he, żaden z bardzo nielicznych potomków ewentualnych dawców żywicy u nas nie rośnie.. Żywicę mogły dać wszystkie razem, mogło być tych dawców więcej, raczej to nie był jeden gatunek drzewa.
Tyle że wtedy gdy rosły "nasze araukarie" wszystko było inaczej. Wszystko. O wiele większy księżyc, klimat bardziej tropikalny, Już kwitły kwiaty i latały motyle, już wymarły wielkie dinozaury, ale małe dopiero zaczęły się przeradzać w ptaki. Kontynenty były Gondwaną w trakcie transformacji, po lądach śmielej zaczynały poruszać się ssaki ale nie było jeszcze żadnych dużych, w morzach królowały wielkie rekiny, wieloryby doń wracały i część naszego kraju była morzem. Drzewa rosły na stronie ziemi skierowanej obecnie na północ, część "u nas", część dalej, a ich żywicę niosła z sobą prarzeka Eridan wpadając do morza-praoceanu Tetydy, a raczej jego powoli wysychającej odciętej od reszty wód części. Znajdowane mikrozłoża bursztynu pod Warszawą, Zabrzem czy Krakowem, to Eridan przyniósł, najwięcej jednak zostawił w dzisiejszym obwodzie Kaliningradzkim. Nie było jeszcze Tatr, dopiero miały urosnąć, rosły Sudety i Karkonosze. Tak było u nas, z takiego świata pochodzi bałtycki bursztyn w swojej przeważającej części. Bo podejrzewa się że bałtyckie złoża spodnią warstwę mają z bursztynu który pamięta ogromne dinozaury, złoża nie powstały od razu, są takie młodsze pasma też, już może latały ptaki podobne do ptaków. Jeśli widzimy zastygłe w bursztynie życie, to jest ono podróżnikiem z tamtych niewyobrażalnie dalekich czasów w żywicznej kapsule.
Przez wieki wolano żeby cenny amber nie zawierał podróżników w czasie. Za mało przystojni byli, nawet ten zachowany triasowy kwiat nie wzbudziłby zachwytu. Chciano bez gości. W wykonanych przed wiekami przedmiotach gości po prostu nie ma. Ale sam pomysł, żeby bursztyn zawierał obrazek, to czemu nie. Uzyskiwano taki efekt drążąc od spodu - tak jak w intaglio, tylko że tym razem niczego nie trzeba było odciskać by zobaczyć zamierzoną rzeźbę. Własna, ludzka wersja podróżnika w czasie.
Rzeźbę już do oglądania nie przez przejrzystą warstwę też stosowano. W całych bryłach, lub je składając z kawałków w większą całość. Od szkatułek po komnaty.
Z mniej przejrzystego wykonywano przedmioty ozdobne, moc ich, a pięknym przykładem patera królewska powyżej. Akurat ten król bardzo cenił bałtyckie złoto i to nie jest jedyny przedmiot z bursztynu który posiadał.
Ale nasz bursztyn ani nie jedyny, ani najstarszy, ani najmłodszy, ma kolegów tak młodych że jeszcze się mażą przy obróbce i takich co pamiętają narodziny dinozaurów. Najstarszy to z ma 300 000 000 lat najmarniej, najmłodsi zwani kopalami są jeszcze nie do końca sfosylizowani.
Zawsze cenne, bo żywice roślinne już skamieniałe, prawie skamieniałe i w postaci oleistej mazi były lekiem - wszechmocnym panaceum, konserwantem (mumie!), palone kadzidłem o dymie co był uzdrowieńczy. Ślad tego widzimy w karierze mumio, skalnego oleju-półżywicy pochodzenia roślinnego.
Człowiek uzyskuje żywice do tej pory, bezpośrednio z roślin. Używane są w roli ozdobnej przede wszystkim jako składnik farb, politur, mas plastycznych. Laka, to też żywica. Szelak, mimo że pochodzenia owadziego - również jest do żywic zaliczamy. Bursztyn też był tak wykorzystywany, jeszcze w dziewiętnastym wieku zanieczyszczony (piasek, inkluzje powietrza lub fauny i flory) był po sproszkowaniu, rozpuszczeniu w ciepłym alkoholu lub terpentynie używany do wyrobu farb, politur, tak jak pozostałe żywice. Poza sztuką i farmakologią żywice mają zastosowanie w kosmetykach, produkcji tworzyw sztucznych. Oraz narkotyków. Bo zarówno naturalny lateks, sok z drzewa kauczukowego, jak i makowe mleczko, pojawiające się po nacięciu niedojrzałej makówki zaliczane są do żywic czyli wg starych opracowań do roślinnych substancji w normalnych warunkach cieplnych zestalających się w bryłkę, w odróżnieniu od roślinnych soków. Terpeny w składzie niewymagane.
Dlatego był ceniony że był znany, a był rzadkim skarbem, tureckiego, egipskiego, libańskiego, irańskiego, węgierskiego, greckiego czy chińskiego mało, zawsze za mało. Dla zdobycia skarbu były wyprawy, to dlatego bursztyn bałtycki rozwieziony został po całej kontynentalnej Eurazji, trafiał do Afryki. Nawet do Chin, tam bardzo doceniają od zawsze do teraz i lecznicze właściwości bursztynu i jego urodę. Nie można powiedzieć by bursztyn poznano do końca, bałtycki jednak ma na tyle odróżniającą go budowę, że importowany bezbłędnie można odróżnić od miejscowego.
Z tajemniczych przyczyn najbardziej w Chinach ceniono czerwonawy w odcieniach, być może ich własny skarb ma taki kolor, być może to sama czerwień tak ceniona.
Bursztyn ma cenionych kolegów, to już ustalone. Wśród kolegów ma też rówieśników, za siedmioma górami, za siedmioma morzami co prawda, ale ma.
Rówieśnicy równie piękni, ale jednak odmiennie. Jeśli w ciepłej gamie kolorów bałtyckiego zdarza się zielony, to jest to bursztyn zielonkawy. Częściowo taką barwę nadaje mu się sztucznie, znów szachrum-machrum, ale naturalnie zielonawy bywa, tak jak bywa prawie wiśniowy, czyli rzadko.
Meksykański ma kolor zielony w swojej gamie kolorystycznej, a bardzo ona bogata. Zieleń w meksykańskim.
Jak widać ma też liczne inkluzje. Jeszcze meksykański. Tu widać cechę prawie nigdy nie występującą w bałtyckim, niby-brokat wewnątrz..
To wielobarwny. Są też wydobywane bryły jednorodne, w Meksyku to on rzeczywiście jest kopalny, morze nie pomaga.
Tak naprawdę to on przejrzysty, masywność wydobywanych brył sprawia że wydaje się że nie. Czerwony meksykański czesto jest luminescencyjny, delikatnie świeci w ciemności, coś tak jak słabiutki solar.
To Meksyk, więc takie rzeźbione duperelki to norma. Artysta nazywa się Joaquin Lopez Lopez i jest na tyle miły by pokazać tajniki swojego warsztatu.
Rzeźby pana Joaquina Lopeza Lopeza prezentowane bez poświaty.
Nie tylko czerwony meksykański bursztyn produkuje poświaty, inne też potrafią. Potrafią również w zależności od światła prezentować zmienność kolorów na takie co ich w innym świetle nie ma.
No dobrze. Nie tak znów daleko od Meksyku jest Dominikana, wyspowe państwo głównie na Haiti/Hispanioli. Tam odkryto niewielkie i niezwykle cenione złoża wyjątkowego pod paroma względami bursztynu. Najważniejszy wyróżnik to kolor, wyjątkowy, choć są wśród brył i tradycyjnie bursztynowe.
Fot dużo, bo dla mnie to olśnienie. Nic a nic zachwytowi nie przeszkadza kociokwik informacyjny odnośnie karaibskiego skarbu. Kociokwik polega na niemożności ustalenia w jakim właściwie świetle haitański bursztyn jest niebieski. Jedne źródła podają że w dziennym to on bursztynowy, inne że w sztucznym. Jeszcze inne twierdzą, że są i bryłki niezmiennie niebieskie. Kiedyś może sprawdzę osobiście. Drobiazgi z niego, prezentowane w różnym oświetleniu.
Na YouTube moc filmów na bursztynowe tematy, bursztyn dominikański jest w nich pokazany najobficiej łącznie ze sposobami wydobywania (kopalny), obróbki i rzeźby. To ostatnie niekoniecznie, choć kunszt podziwiam.
No dobrze. A drzewa? Te z żywicą i bez?
SKRZEMIENIAŁE DREWNO, SKAMIENIAŁE DREWNO, stone wood, fossil wood.
Też znamy.
To drewno co przesiąknięte krzemionką stwardniało znacznie, zmieniło ciężar, spoistość, zmieniło się w kamień dosłownie lub częściowo. W dawnej Polsce wpół skamieniałe-skrzemieniałe drewno było cennym surowcem do wyrobu mebli i częściej - posadzek. Warto
było pomęczyć się z wydobyciem z rzek kłód czy całych drzew, ich transportem i cięciem, bo było po prostu twardsze, odporniejsze na ścieranie, nawet jeśli nie dało się zginać. Ani palić. Takie drewno, całkiem skamieniałe i jeszcze nie, jest nadal cenione i nawet dostępne - jeśli ma się odpowiednią kwotę i odpowiednio poszuka, to można bez problemu nabyć drewniano-kamienny nieregularny blat czy umywalkę w takim surowcu wydrążoną. To już nie będą rodzime dęby, allle też fajne.
Dlaczego o nim piszę? Wykorzystanie fossil wood jako ozdoby noszonej na sobie jest nikłe, mimo że w ostatnim pięćdziesięcioleciu się pojawiło w biżuterii.
Jeśli chodziłoby o biżuterię ze skamieniałego drewna, to ładna, ale nie wstrząsająca. Ze względu jednak na pokazanie jak tkanka roślinna zmieniła się w kamień odpuścić nie mogłam, nic to że różnice pomiędzy drewnem zwykłym a skamieniałym czuć przede wszystkim przy wzięciu do ręki. Czuje się zimno i ciężar kamienia a oczy widzą drewno.
Efektowne, całkowicie skamieniałe kawałki drzew były przez Chińczyków traktowane jak naturalna rzeźba, cud natury wymagający podziwu i odpowiedniej oprawy. Nie mogę im się dziwić, też tak myślę.
Skamieniałe chalcedonem kawałki, być może niegodne ekspozycji, były po prostu materiałem rzeźbiarskim.
Tak działo się wszędzie, skamieniałe drewno było obrabiane dokładnie w tych samych celach co inne kamienie, użytkowe lub ozdobne przez cały właściwie czas trwania ludzkości, do dzisiaj. Misz-masz historyczny i kulturowy.
Blogger miesza. Oszczędziłam ci Czytaczu godnych Dänikena afrykańskich czaszek, z nich najbardziej akceptowalna to UFO z Madagaskaru, nie dam głowy czy nie współczesna. Z Madagaskaru jest większość kamiennego drewna dostępna jako oczka, wisiorki.
Oczywiście, już długo
po publikacji posta natrafiłam na pinterescie na cudnej urody kamyczki wycinane ze skamieniałych krzemionką pni palmy. Nie ma na nie miejsca w planowanym pisaniu o kamiennościach, więc wbrew wszelkim regułom foty muszą być tu.
Nie mogłam zignorować urody tych palmowych wzorków.
I przy pisaniu posta i szukaniu obrazków natrafiłam na poniższe.
Kamiennego drewna w tych figurkach nie widać, więc teoretycznie mogły by być nawet z papieru. Są z drewna, które pewnie jeszcze nie stało się kamieniem do końca.
Tradycyjny surowiec rzeźbiarski meksykańskich indian z regionu Oaxaca, uważających się za bezpośrednich spadkobierców prekolumbijskiej kultury Zapoteków.
Podejrzewam że nie wszystkie ze skamieniałego drewna, powstają komercyjnie, więc pewnie część leciutka i niekamienna. Szukałam czegoś innego niż okropności - po afrykańskich i madagaskarskich miałam dość. I co? Pierwsza kolorowa była czaszunia, po meksykańsku beztroska, kontrast spory z madagaskarskimi.
A za nią dopiero cuda właściwe.
Te podobno z kamiennego drewna, różnicę i tak czuć tylko przy wzięciu do ręki i dotyku, kamieniste cięższe, gładsze, zimniejsze.
Poniższe już niekoniecznie kamieniowate, to wyrób masowy, "turystyczny". Ale i nimi jestem oczarowana, znalazłam braci figurek urugwajskich, oddzielonych od nich prawie całym kontynentem.
Moc zwierzęcych stworeczków znajdziesz w necie Czytaczu.
Tu pokazane stanowią dobry koniec tej części bajki - o roślinnym życiu minionym i zapowiedź drugiej części, zwierzakowej.
Pisała R.R.
Figurki miodne, i te zuniowe i te dżefniane urugwajskie i turystyczne tyż. Bursztyn dominikański opalizuje, niebiewskość pojawia się niezależnie czy światło sztuczne czy światło dzienne, ponoć, bo mła okazu żywcem nie widziała i potwierdzić nie może. Pisaj o zwierzątkowych.
OdpowiedzUsuńBazgrzę. A jakże. Blogger mi "pomaga" razem z Chamydłem Guglem.
UsuńŁo co to ludzie nie wyrzeźbią! Cuda! 😍
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tych figureczkach.
UsuńCudne te czarne niekamienie.
OdpowiedzUsuńTo jednak kamienie. Ale wyjątkowo przyjazne nosicielowi, mało że niezbyt ciężkie, ot, takie ciut cięższe niż bursztyn, to jeszcze bardzo miłe w dotyku. Człek czuje się w nich dopieszczony. Wcale się nie dziwię że się nim wiktoriańskie wdowy nieprzyzwoicie obwieszały😊, milusi w noszeniu.
OdpowiedzUsuń