środa, 19 października 2022

Notatka 458 kuchenny bukiet na pociechę.

Nie chcesz wiedzieć Czytaczu jak wygląda obecnie moja kuchnia. Rozpacz. Nawala kran, znów, o jasna dupa. Mycie naczyń w wannie to jest dopiero hardkor. Siadła przykarniszowa lampka, i nie da się małpa odkręcić, złamałam oba skrzydełka śruby mocującej tak się gwint zapiekł. Moczy się teraz w napryskanym WD40, jutro znów spróbuję ruszyć. I  puścił zawias wysokiej przylodówkowej szafki, a on taki, że sama nie bardzo umiem naprawić. A ogólnie, to jak ruszyłam do napraw i przeglądów, to okazało się że ściany i sufit do mycia, najlepiej natychmiast.  Sama takie chciałam, myłam te tynki z dobrym efektem kilkukrotnie,  ale teraz cóś skrzydełka opadły. I kuwetowa szafka pilnie wymaga remontu, wręcz ryczy o interwencję..... 

Ech. 

A ogólnie to moją kuchnię bardzo lubię, pamiętam co było przed obecnym wystrojem, ten jest wg. mnie i wcale mi się nie znudził.  Strasznie i paskudnie było. Tyle że obecny aranż ma swoje lata i trzeba podbać. Podłamka, że tak totalnie. Więc delikatnie co nieco ruszyłam, i okazało się że na zimowy nocleg, za wystawką napółkową ceramiki, wprosiły się trzy osy. No doprawdy!!!!!.  Wyprosiłam gości i osłabłam po wyproszeniu. Wcale ich na beżach i brunatnościach tynków kuchni nie było widać. Więc przepatrzenie reszty tynków (ten sam rodzaj mam w łazience i w obu przedpokojach, kolory tylko inne, jasne khaki z nutą turkusu w łazience, pistacjowe khaki w przedpokojach), więcej gości nie ma, ale mycie zapowiada się wszystkich. 

Łoj łoj i o rety..... 

Przy okazji pościągałam metalowe, szklane i ceramiczne ,,rupiecie" i namoczyłam do totalnego szorowania, tyle ile zmieściło się w posiadanych miskach. Porcjami będzie.  Reszta zablokowała powierzchnie płaskie łazienki z podłogą włącznie. Wąziutka ścieżka do kibla. Ech. 

Osłabiające. Zwłaszcza że to co dzieje się w kuchni, dzieje się w odrobinę mniejszym i mniej dokuczliwym zakresie w całej chałupie.  Ignorowałam. Ale trzeba się w końcu zabrać za ogarnianie, bo źle się to skończy. 

Więc bukiet na pociechę, miał wylądować gdzie indziej, i ogólnie suszenia były nie do domowych bukietów,  ale jakoś musiałam się pocieszyć. Przed robotami ciężkimi. 

Prawda? 

Nad szafką, magazynem kocich saszetek i puszek.  


Muszę kończyć,  kociny już ich bardzo chcą, tych saszetek chcą. Może i dobrze, jutro będę robić za Augiasza, trza iść spać. 

Nara, Czytaczu. 
Pisała R.R. przed robotami ciężkimi.
A czajnik przybędzie jutro. 

19 komentarzy:

  1. Bukiecik w miejscu bezpiecznym(?). Tak mi wygląda, że żaden kot tam nie doskoczy, ale mogę się mylić.
    Powodzenia w byciu Augiaszem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bezpiecznym przed Rysią, panowie mają opanowane zdobywanie kuchennej półki. Ale panowie bukiet mają w....... Rysia nie ma, Rysia by zjadła.

      Usuń
    2. Gdyby go była zjadła, to też by go miała w........ Logicznie myślę, co nie?

      Usuń
    3. Albo ja nie miałabym Rysi i bukietu. Bo logicznie, a jakże, ale nie wiem jak skończyłoby się pożarcie suszonego chwastowiska - przymiotna, wrotyczu, nawłoci i jedynych "uprawnych" kwiatów anafalisu.

      Usuń
    4. Szczegolnie chyba wrotyczu, bo to trucizna wielka jest.

      Usuń
    5. Eee, Doruś nie bardzo. Angole pijali jako cudowne remedium na wszystko, słowianie doprawiali piwa, miody i mięso. Tak, ma jakąś porcję odurzaczy i substancji niezupełnie akceptowanych przez obecną fitoterapię. Ale co innego ludź, a co innego futro. Rysia chciała się posrać z chęci dopadnięcia przymiotna i nawłoci. Nie dałam, długo jeszcze do bukietu nie dotrze😃

      Usuń
  2. Wszystko trzeba kitrać przed kotowskimi, u mnie Rysiu taki kombinator i amator ludzkiego jedzenia.
    Napraw nie zazdroszę, no a mycie, czyszczenie , to raz na jakis czas trzeba uskutecznić ,nie ma to tamto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy imiona Rysiu i Rysia mają wpisane żertość nazywanych? Bo moja "fajna chłopaka" też kombinator i amator w sprawie żarcia.

      Usuń
  3. Psujności sprzętów szczerze wspólczuję. Przy takiej kumulacji załamać się można. Tynki zaiste ciekawe, skorupy piękne i zdobne, ale faktycznie raz w czas trzeba odwalić syzyfową robotę mycia wszystkiego. Koszmar! Pociesz się, że ja mam większe powierzchnie do ogarnięcia, więc Ty się uwiniesz w mig! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Włażę ponownie, żeby jeszcze raz ten tynk sobie obejrzeć. Ładny taki. Tera-koci ;) I mówisz, że "odmalowuje" się ściany wodą z płynem? Zaczynam snuć wizje i plany...

      Usuń
    2. Piesko snuj. Plany. Dobra rzecz taki tynk a przymusiły mnie do położenia go następujące fakty. Otóż po pierwsze wszystkie malowania za wyjątkiem pierwszego odwalałam ja. Po drugie mieszkam w starej wielkiej płycie, i akurat ta, która robi za sufit w łazience, kuchni i małym przedpokoju położona została odwrotnie, masłem w dół. Nic się na sufitach nie chciało trzymać, żadne grunty nic nie pomagały. Konieczność przy każdym malowaniu skrobania, gruntowania i gipsówki była przeokropna, ale wykonywałam, za każdym razem z głupią nadzieją że tym razem nic nie odpadnie, a odpadało zawsze. A domyśl się jakie to upierdliwe, zwłaszcza w kuchni. Przedostatnią gipsówkę robił Karol, mój ulubiony remontowy, fachowiec "od" i też odpadło. Ostatnią przed tynkiem ja, wiedząc już że to nie na stałe buntowniczo maznęłam czerwony sufit w kuchni. I co? Okazało się że czerwone lepiej trzyma niż białe 😀, Karol z niedowierzaniem kręcił głową, bo widział trwałość swojej roboty przed "erą czerwoną". Kładł tynki on, na suficie wszędzie używając siatki, bo skoro płyta masłem w dół.... Po raz pierwszy kładł, i okazało się że da się, choć wyzywał bo to podobno o wiele trudniejsze od gipsów. On ziarnisty, ten tynk ale niezbyt łapie kurz. Co innego w kuchni, tu wchodzi w grę nagar od gazu i bez silnego odtłuszczacza do mycia ani rusz. A po za tym przydatny zraszacz, miękka szczotka do mycia pleców i miękkie bawełniane lub wiskozowe ściereczki i tych idzie dużo. Ogólnie to wypatrz u siebie mieszalnie takich tynków, u mnie jest Dreier, tam dobierałam ziarna, "tabaczki" do kuchni, podwójna porcja turkusu i potrójna bieli do łazienki, po dodatkowej porcji żółci i zieleni do przedpokoju.

      Usuń
  4. He, he, he, widzę że tyż robisz tzw. ścieżki życia coby się można było dostać do kuchni, wyrka czy łazienki. Mła to wszystko tyż obecnie przerabia. Z doskoku bo mła ma bardzo ambitne zadania przy Małgoś. Kotostwo ma też swoje wymagania, mła jest molestowana w sprawie zajęć odstresowujących dla towarzystwa, no wiesz i zima idzie, kotostwo niezadowolnione. ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę! Ścieżka życia. Teraz już wiem jak się nazywają te wąskie korytarze pomiędzy bambetlami w różnych pomieszczeniach w naszych budynkach. Uprzejmię dziękuję za jakże praktyczne wyrażenie do częstego używania.

      Usuń
    2. Jak to jest, że niezależnie od tego, jaką powierzchnią by człek nie dysponował, zawsze nagromadzi tyle dóbr, że musi poruszać się chadziajstwie niczym zaskroniec?

      Usuń
    3. Bo czasu brak na ogarnięcie, a człek obrasta, przynajmniej ja wbrew obowiązującym trendom obrastam. Nie mam nic przeciwko tym co obrastać nie chcą, ale sama tak nie mam i już wiem że mieć nie chcę. Wybredna się robię tylko odnośnie tego czym obrastam.

      Usuń
    4. Tabi, spoko. Ogarniemy kiedyś te scieżyny.

      Usuń
  5. Też mam ścieżki! Tylko Młody nie ma on nie obrasta 😃

    OdpowiedzUsuń