Wczoraj byłam na krótkiej wieczornej wizycie u bardzo dawno nie widzianej koleżanki. Kiedyś przyjaciółki. Właściwie, to byłam uzyskać numer telefonu i podać swój, straciłyśmy kontakt, spotkana w przelocie i w biegu siostra kumpeli zaprosiła..... Ona zrezygnowała ze stacjonarnego, ja tak długo nie do kontaktów towarzyskich..... Nadal mieszkają tam gdzie mieszkały, choć rodzina się rozrosła o nowe pokolenie a zmniejszyła przez odejście seniorów. Dorosłe dzieci, kumpela babcią. Rany.... Jak to szybko poszło. Króciutkie bla bla bla i powrót, nie taki prosty, to ode mnie daleko, drugi koniec miasta.
Dziwnie było. Za wcześnie na bezstronną ocenę, ale.... obecne porąbane czasy mają wpływ, i na pewno my obie nie trafiłyśmy na nastrój.
Telefony wymienione. Nie wiem czy pierwsza zadzwonię, na razie lekki absmak, być może niesłuszny, ale jednak i bo przecież... Dystans. Nie ma się co dziwić. Strach. Porąbane czasy. Czy ktoś kiedyś przewidział że będziemy się bać obcych lub rzadko widzianych? A tu była długa wzajemna nieobecność w życiu, zmiany nie zawsze szczęśliwe, spotkania mocno przelotne. Ja nie w szczebiotliwym nastroju i ona też. Ogólnie niewypał i przykro. Być może jej też.
No dobra, kiedyś może zadzwonię, na razie nie. Choć obiecałam.
Gdy poczułam jaka dziwna atmosfera obcości jest, to wymówilam się od dłuższej gościny, mętnie się tłumacząc że owszem, siostrze obiecałam że wpadnę, ale muszę już iść. Stopy zaczęły mi się rwać do domu, nasilił mi się do poziomu paniki niepokój o Gacka, i tak gdzieś drążący, więc słodkości i grzeczności i się wyrwałam, prawie nieuprzejmie. A mam podobno wychodzić do ludzi. Łatwo nie będzie, to już widać.
Gacuś.
Pazur. Ułamany-wyrwany przy podstawie, rozlizany, spuchnięty ten kawałek łapki. Fakt zauważony oczywiście w świąteczną niedzielę. Prawa łapka, pazurek drugi od środka. Riwanol, próba opatrunku - tu klęska. Tymczasowe zabezpieczenie zamiast, i to zabezpieczenie głównie mnie gryzło, czy przypadkiem nie zrobi kotu dodatkowej krzywdy. Dziś choć ten niepokój zażegnany, jest ok. Będzie miał pazurka, nie uszkodzone to z czego wyrasta, rozlizane było, owszem, ale już rozlizane zaciągnięte tym czymś co się tworzy przy gojeniu. Koncert burczeń odstawiony w podróży do weta był, owszem. Tak jak i pyskowanie i syczenie u weta, trzeba było trzymać. Nic nie zrobił, ale tak pyskował, że wet założyła grube rękawice do oglądania i w nich dawany był zastrzyk. Taki pyskacz, na szczęście jednak nie umie tak jak kiedyś Lisiunia. Owszem, ciężki wstyd, ale nie ma porównania z Rudzieństwem, Gacuś pyskuje, ale nie rzuca się w rozpaczy na oślep, w pyskowaniu nie ma szarpiącego serce dramatyzmu, jest groźba. Niespełniona na szczęście. Będzie dobrze. W głowę zachodzę jednak na czym Gacek sobie tego pazura wyrwał, koledzy cali.
I o zabezpieczeniu łapki.
Podkolanowka. Sposób okazał się dobry, pochwalony po ataku śmiechu, więc się dzielę - jako tymczasowe zabezpieczenie bardzo ok. Zraniona łapka oczyszczona i zariwanolowana wsadzona do też czystej podkolanówki, długiej. Podkolanowkę rozcinamy od góry na cztery troczki, tak by łapka była w nierozciętym worku, a troczki zaczynały się przy korpusie. I zawiązujemy je na kotecku. Lepsza pewnie byłaby nogawka od dziecięcych rajstopek, ale nie miałam. Plastrem na podkolanówce ściągnęłam ją na szerokość, tak, by sobie nie powyrywał pozostałych pazurków przy chodzeniu.. No i cwaniak już nie rozlizuje, jedna kokardka ze skrzyżowanych na piersi troczków na karku, druga na plecach, przy drugiej troczki przechodzą pod brzuszkiem. Cięłam, wiązałam i lepiłam plastrem na Gacusiu, spokojnie zniósł wszystko.
Na razie odzipuję dzisiejszy dzień, nie był ogólnie łatwy. W czwartek powtórka z weta.
Pisała R.R.
No ale że też Ty foty Gacusiowi w tym ustrojstwie nie strzeliłaś... :))).
OdpowiedzUsuńW kwestii wizytowania dawnych koleżanek i kolegów to sobie już wiele lat temu odpuściłam, zawsze kończyło się mniejszym lub większym rozczarowaniem. Wolę nowe znajomości i zachowanie miłych wspomnień o dawnych znajomych. Ludzie się zmieniają, jakoś częściej negatywnie, dziadzieją mówiąc wprost (nie to co ja, hehehe!). Tematów wspólnych już brak. Wymieniam grzecznościowe "co słychać, ok, wszystkiego dobrego" w przelocie i na tym koniec.
Jak chcesz z domu wychodzić to poszukaj jakichś ciekawych spotkań na neutralnym gruncie, wystawy, kluby dyskusyjne (ciekawe bywają przy bibliotekach) - to raczej bezkosztowo, flamenco dla emerytek, pływalnia, języki obce, Uniwersytet Trzeciego Wieku (to akurat może za późno bo zaczynają w październiku jak rok akademicki).
Stare znajomości po bardzo długim czasie już nie są te. Czasami myślę o starych znajomych, wspominam, lekko zatęsknię, ale wiem, że życie płynie i każdy ma swoje sprawy. Czasami takie rozmowy po latach są fajne, czasami w ogóle się nie kleją. Zmieniamy się... Buziaki po Świętach!
OdpowiedzUsuńDziękuję, wzajemnie😀
UsuńBywa i tak Ludmiło, że spotkanie ze znajomą twarzą z przeszłości znaną pobieżnie, okazuje się przemiłe. Kolegę tak spotkałam, nigdy w szkole nawet nie rozmawialiśmy, jedna klasa, sąsiedni rząd ławek, tyle tylko że pysk opatrzony, a tu się okazało że znamy tego samego Józefa. Teraz się okazało. Pytanie, czy znaliśmy tego samego Józefa wtedy. Możliwe.
Ech, nie mogę cykać Gacusia. On się boi. Ciągle się boi, nie podejdzie do nikogo kto ma cokolwiek w ręce. Trauma. Tak mu się zrobiło po bandyckiej sesji fotograficznej z fleszem zrobionej przez sąsiada. Długo nie wiedziałam o co chodzi, co kotu się stało. A tu się okazało, że w marcu ubiegłego roku, przy trwaniu "szwedzkiego epizodu", sąsiad mający flesz i możliwość przesyłania zdjęć zrobił nagonkę fotograficzną.
OdpowiedzUsuńDobrze, że dałaś znak życia i koment, dziękuję.
Wiesz, ja będę i wychodzić na neutralny grunt i szukać starych kontaktów. Tym razem niezbyt wyszło. Myślę że trzeba. Net netem, dystans dystansem, ale to tak nie może być. Trzeba przynajmniej próbować. Nowych możliwości nie ma wiele, wszystko poograniczane. Tak było, teraz już nie jest. Tak, zmieniamy się. Nie da czasem rady wrócić do starych przyjaźni i znajomości, ale tu jeszcze pewnie spróbuję. Tu Małgosiu nie chodzi o "chcę". Nie chcę. Nie mam nastroju. Ale niestety wiem że trzeba. Net jest super. Pokonuje odległości, barierę wieku, doświadczeń. Fizyczność potrafi przeszkadzać. Prawda, wszystko prawda.
Ale nie może być tak, że odwykniemy od fizycznej obecności ludzi. A tak zaczyna być, tylko rodzina i bardzo niewiele osób poza nią.
Ech.
Wszystko zależy od ludzia, niektórzy się tak zmienili że paczysz i nie poznajesz, inni po początkowym obwąchiwaniu okazują się być tymi których człowiek pamięta. Jak Cię Romi cóś nie tego ten, to się nie męcz. Owszem, próbę można ponowić za jakiś czas ( no bo rzeczywiście może formy nie było u żadnej ze stron )ale nic na siłę. Dawny bracie czas, czas miniony, co było rzadko wraca w takiej samej formie a i treść bywa że się gubi. Co do Gacentego to musiał sobie gugu rozlizać w niedzierle! Niektóre koty to po prostu czyhajo na dzień wolny, kiedy wszystko zabite na głucho dechami a na dyżurze w vetowni jeno przerażony stażysta. Ech...
OdpowiedzUsuńGacuś zadebiutował, może jednorazowo. Oby. Wczoraj, wiesz jak jest, panika w momencie wyolbrzymia uraz, wystraszył mnie. Teraz łapka o wiele bledsza, zdrowsza, wczoraj wydawało mi się że płonie.
UsuńCo do koleżanki.
Nie będę się męczyć, ale rzeczywiście dam nam drugą szansę. Za jakiś czas, wiadomo, o niektórych rzeczach trzeba powiedzieć "to se nie etatu". Może i tu.
Nie no Gacusiowi się należy nagroda. Był dzielny i słusznie pyskował! A u nas nie ma jeszcze wyników Aleksa więc dzisiaj grzalam się tylko, bo katar z rana był. Teraz już nie ma. Zobaczymy jak jutro. Może tylko próbowało mnie coś zaatakować.
OdpowiedzUsuńGacuś natychmiast po powrocie zażądał żreć. I dostał. Po czym zażądał łoża i je sobie wziął. I śpi z drobnymi przerwami na przekąski i kuwetę do tej pory.
OdpowiedzUsuńDawaj odpór kataru. I dawaj znać co z wynikami. Koniecznie.
Mądrze mówisz i robisz, próbując nie zasklepiać się w skorupie, którą tak trudno potem rozbić, jeśli już ten błąd się popełniło.
OdpowiedzUsuńZ tym UTW Małgosią dobrze podpowiada, u nas bardzo ciekawe zajęcia mają, może u Was też ? Tyle że faktycznie to chyba pomysł na nowy rok akademicki (chyba że można zapisać się w II semestrze).
Z dawnymi znajomymi różnie bywa, ale faktycznie można spróbować jeszcze raz, może na bardziej neutralnym gruncie ?
Gacuś zbójował pewnie gdzieś skacząc i ganiając z kumplami, w ferworze łobuzowania wbił pazur w jakiś dywan czy framugę i tam go zgubił. Dobrze, że daje się Tobie oporządzić, pomysł z podkolanówką opatrunkową jest świetny.
Oby nie było potrzeby stosowania patentu z podkolanowką!
UsuńNa razie jest ok. Druga w użyciu, już tak fajnie nie wyszło.
Że znajomościami to się okazuje że obecne czasy wybitnie nie sprzyjają.
Mła się zapytowywuje - obiekty ze zdjęcia nr 1 co to za jedne? Czy to jest ta porcelana od samoutwardzania?
OdpowiedzUsuńEch, chciałabym. To pełne wdzięku małe gliniane figurki, wygrzebane kiedyś na składzie Lindego. Po złotówce, a też jest to rodzaj mistrzostwa. Ruchome kolczyki np. Większa dziewczynka jest trollem, ma ogon. Ma też tajemnicze symbole na spodzie. W żadnym wypadku nie jest to seryjniak.
OdpowiedzUsuńŻe też ciągle coś, kocurki nie próżnują.
OdpowiedzUsuńZ dawnymi kolezusiami to roznie bywa, xzasem po wymianie co u kogo przez lata sie zmienilo zapada cisza i brak checi do dalszych spotkań. Brak punktu zaczepienia i nowej relacji, bez przeszłosci.
Mnie udalo sie z jedną kolezanką, z dzidcinstwa. I to dopiero teraz po latach, ona w USA, wiec tylko gsdulimy przez komunikator, ale jest super. Stalysmy sie sobie
znów, na nowo bliskie.
Tu zobaczymy jak będzie. Na razie jestem z lekka zniechęcona. Obecne czasy nie pomagają, teraz wydaje się że to już tak zostanie. Tfu!!!-Tfu!!!-Tfu!!!
UsuńA, poduszki pokazalam.
OdpowiedzUsuńByłam, dziękuję, to bardzo miło że zaspokoiłaś moje wścibstwo ❤️. Uważam że są urocze 😀
UsuńProszę bardzo😃
UsuńA dla mnie to te figurki są dość przerażające , brrr, kojarzą mi się z tymi suszonymi indiańskimi główkami, no makabra taka ...
OdpowiedzUsuńPopatrz jak różnie odbieramy świat. Tu swoje może dokładać kolor naturalnej gliny udający skórę i lekka pokraczność. Oraz cykanka zrobiona mocno niedbale w sztucznym słabym świetle i przy niedokładnym odkurzeniu.
UsuńAle nie tylko. Jest w Cz-wie jeden profesor malarstwa, którego jako człowieka uwielbiam, jest świetny. Natomiast jego malarstwo mnie bardzo nie zachwyca. Bardzo. Wręcz odbieram je odwrotnie do jego artystycznych zamierzeń. I co? I nic. Tak to jest, cały odbiór świata w mózgu odbierającego. A one jednak różnie nastrojone. I dobrze.
Lubos?
UsuńNie znam człowieka. Sztuka może być.
Usuńhttps://www.instagram.com/kuzneczova1976/?fbclid=IwAR0HcpAufpgbFy9i6UwLZDLUSGHhEjHE1uRM_W83INgksFBIGGTJKvbVVlA
OdpowiedzUsuńpodusie
Też bym tak chciała. Ma kobita talent, czas i zdrowie.
Usuń