niedziela, 24 października 2021

Notatka 385 cykanki sobotnie.






W sobotę było pracowicie bez sensu. Bo umówiony sprzęt z obsługą sprzętu nie przyjechał i było mozolne robienie samodzielne i ręczne tego, co sprzęt odwaliłby w moment. Planowane przed sadkiem pólko truskawek z tej przyczyny przygotowywane przez Bobusia małą glebogryzareczką na jednej trzeciej zamierzonej powierzchni. Światło było chwilami kosmiczne, a powyższe cykanki oddają rzeczywistość wiernie, tak było i Bobuś nie na Marsie.. ale po kolei. Przedarłam się w sobotę przez zasieki jeżyn, cykanki z dalszej części lasku na pasku. Trzy zanawłociowane polanki wytypowane do ścięcia nawłoci maszynowo i zaorania, wychodzi że co druga z tych bliższych. Bo drzewka i krzaki do posadzenia. Głogi, czeremcha, morwa, derenie, trzy śliczne jałowce pospolite i piękny trójbarwny miniaturowy buk.  Kilkanaście doniczek z fajnościami. No to skoro tak, to tnę. I cięłam. Niech to jasna dupa. Kosa, sierp, maczeta byłyby przydatne, a tu nic nie ma takiego. Jest traktorek koszący, ale teren tak nierówny i kamienisty, że po metrze szlag by go trafił. Sekatorem dałam radę JEDNEJ MAŁEJ POLANCE, takiej, gdzie uznałam że dobrze byłoby bukowi albo morwie i po przeciwnej stronie jałowcom lub jakimś niskim krzakom. Jasna dupa, JEDNA POLANKA, dwie potworne sterty ściętego, pół bobusiowania  spędzone w kucki, bolące górne kończyny i dziś.  Krótkie spacerki i cykanki z nich, przedzieranie się przez gąszcze w ramach rozprostowania nóg...  Przestrzenie bez kolców, jeżyny i róże nie wszędzie się jeszcze osiedliły.





Takie kolce też rosną. Ale jeżyny bezczelniejsze i podstępniejsze.










A potem się okazało, że polanka nie wytypowana do zasadzin. Bąknięcie "tu miało być miejsce na palenisko" spowodowało moje bolesne stęknięcie i zostawienie ostatniej kępy zielska.... na szczęście moja robota się nie zmarnuje, po paleniu zniesionych z okolicy suszków połamańców będą sadzone zieleniny zgodnie z sugestią, a następna polanka-nawłocianka będzie do palenia na stałe.  Trzeba. Wiemy że połamane gałęzie są w jakiś sposób przydatne jeleniowatym, ale doprawdy, tyle tego..... Potem przylało bardzo solidnie (cykanki niemożliwe a prawdziwe z chwili przed u góry posta), deszcz przeczekany przy domowym stole, potem upierdliwe bo z mokrego drewna ognisko, nie cykane z racji padnięcia i upierdliwości. W międzyczasie drobne prace na moim zielonym, po ognisku pogaduchy i powrót w ciemności już bardzo ciemnej. 







I taka to była sobota. 
Pisała R.R.

15 komentarzy:

  1. Jedzonko kotkom zamówione? Do północy jest ta promocja a zapłacić trzeba w ciągu 7 dni więc można zamówić i zapłacić na tygodniu. Ja właśnie wzięłam moim jeszcze chrupki na zimę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję Kocurku, kochane z Ciebie futerko!

      Usuń
  2. O, cudne zdjęcia, ale pracy nie zazdroszczę, to by sie przydalo sprzetem powaznym potraktować tskie chaszcze , o ktorych piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doruś, niekoniecznie bardzo poważny ten sprzęt, nie ma miejsca i potrzeby by był z tych poważnych. Teraz po obu stronach zaorane pola, jest okazja by wjechać od ich strony i zrobić kęsim niektórym nawłociowiskom i jeżynowiskom. Niektórym, bo to ma być las, a z racji wąskości lasek. Taki, który da możliwość przeżycia ptakom i zwierzynie, a dla ludzi trochę półdzikiego owocu. Derenia, morwy. Nawet sadek u Bobusiów nie jest obierany z owoców do końca, zostaje na drzewach trochę dla ptaków. Korzystają. Żebyś Ty widziała ile starych gniazdek ptasich było w tych wyciętych chaszczach! Nie znam się, ale na niewielkiej polance sześć, sprytnie umocowanych na łodygach. Stare i tegoroczne. Dlatego najlepsza pora na porządki teraz i lada moment się ta pora skończy. O ile już nie jest za późno, bo niektóre podziemne stworki już chyba śpią.

      Usuń
    2. Madrze prawisz,to niech bedzie i lasek i dla ludzi i zwierzskow cos dobrego.

      Usuń
  3. Ale granatowe niebo! Bobuś ma brodę gęstą jak chaszcze, które karczowałaś ��
    A nie nałapalas przy tych pracach kleszczy? Boję się dziadostwa bardzo.
    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kleszcze to i mój strach, gorzej że te gnoje mnie kochają. Odchodzi mycie się neem, pryskanie jeśli idę w chaszcze i po powrocie wyparzanie się w gorącej kąpieli. Dwa z siebie zmyłam mimo pryskania się. Ale one mnie kochają!!! Gnoje.....

      Usuń
  4. O jak pięknie, zwłaszcza na tych pierwszych! Moje najulubieńsze połaczenie kolorystyczne - stalowogranatowe niebo i złote liście klonów i brzóz :). Cudnie, kosmicznie i epicko! Oczywiście dla oglądacza, bo mając w perspektywie taki ogrom prac to bym się pewnie tak nie jarała widokami :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jarałabyś się, gwarantuję 😀. Sadzę rośliny od lat, ale natura, to ona mistrzem, tylko się zachwycać. I kombinacje, jak tego nie zepsuć? Fakt, wymaga tyractwa😀

      Usuń
  5. Mła się zastanawia co było after day? Czy któś się bezboleśnie z wyrka podniósł? Cięcie nawłoci to jest makabra, mła mnie ma polanek a i tak przeżywa trzy dni po cięciu taką imprezę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bobuś na pewno nie. Ta glebogryzareczka to jest ekstremalne narzędzie do wyrabiania mięśni rąk, barków, pleców dla strongmana. Ile to trzeba siły by sobie poradzić z piździeństwem to się w głowie nie mieści. Stąd taki a nie inny wyraz twarzy Bobusia, w żadnym wypadku nie dałabym rady. Ja miałam nieduży sekator ale doskonały, ciął na raz wiązki z sześciu-siedmiu łodyg. Owszem, bolały i bolą ręce, obie, bo sekator przekładany z ręki do ręki. Beatka i Asia też miały zajęcie wyczerpujące, sprzątały po dynio-cukiniowisku, przekopały "na grubo", zwlekały z bliższej części lasku połamańce na ognisko. No cóż, żyjemy 😀

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja sobie mowię, ze taki wysilek, to darmowa silownia.

    OdpowiedzUsuń