czwartek, 30 września 2021

Notatka 376 Mieszanka

Jaki tu dać tytuł? Może się wykluje w trakcie pisaniny, a może nie,  i zostaną kropki. 

Sam/a wiesz Czytaczu, na pewno i u Ciebie tak bywa. Mieszanka smutku i niespodziewanych radości, o właśnie! Mieszanka słodko-gorzka, słodycz skażona.

Smutki z tych podstawowych. O pozablogowych, których nie wyciągałam, sza - nadal nie wyciągam. Są, trują, nie ma łatwo, to jednak nie Arkadia, a ja nie kretyn szczęśliwy w każdych okolicznościach. Doceniam jednak bardzo fakt, że jeszcze się trzymam na fali, a nie pod. Zmartwienia pozablogowe skali różnej, blogowe to wiadomo. 

Nie czarujmy, to nie moje kochane futro odeszło. Ale zdarzenie rąbnęło skutecznie, tak jak Jacuś bezbłędnie skaczący z wysokości na splot słoneczny. Przyznaję, ufffnęłam sobie gdy przyszła pierwsza pooperacyjna wiadomość od Kocurro, wydawało się że będzie ok.  Ulga to była wielka, bo kibicowałam gorąco, no i masz, przedwczesna.  Odnowiły się rany po odejściach bliskich, można udawać że zaleczone, ale okazuje się że wcale nie bardzo.

Po raz trzeci napiszę, tłumacząc i sobie, że do cholery, niemożliwe, po prostu niemożliwe, byśmy składali się wyłącznie z ciała. My i nasze zwierzęta. W końcu i my też zwierzęta. To ta ulatująca iskra energii jest nami, bez niej to z nas tylko padlina i białkowy nonsens. I bezczelnie myślę, że nie przepadamy, ani my, ani futra. Tu następuje życzeniowy myślotok, bez sensu zupełnie Czytaczu, bo jak będzie i czy będzie to się każdy przekona. W końcu, co my tak właściwie wiemy, może smutek niepotrzebny, a za bramą czekają mleczne drogi, ostańce w Wenezueli lub bliscy przy stole w kwitnącym sadzie. Futerka, taaak, bardzo proszę. 

I może naprawdę to powinno być tak, jak w słodkiej radosnej piosneczce retro zapomnianego artysty. W muzycznym dodatku jest, nie wiem czy znasz. 

Pomaga średnio, czyli nie bardzo, bo tu i teraz zostały bolące wyrwy. Kocurkowi dostali cios w serce, to się ciężko goi, domownik odszedł, istota najblizsza. 

A przecież radości są. O nich napiszę, przecież tu i teraz zasypało mnie drobiazgami od których powinien się pojawić uśmiech na około głowy. Chronologicznie. 

Przesyłki dostałam. Kochany Kocurro przysłał kartki i zakładeczki dla miłośniczki pisaniny Anety Jadowskiej. Przed całą akcją z Jagusiem. Powinnam je porządnie zcykać, ale Jacuś czyha, śliczne drobiazgi są przecież wszystkie dla Jacusia. Fragment zcykany kiedyś musi starczyć, zakładeczki sprytnie schowane w nowych tomach szamańskiej serii. 

Potem jeszcze przyszły książki, dawno zamówiony i ociągający się z przybyciem Ćapek, nowiutka Tereska w "Efekcie pandy" Marty Kisiel. Ta przeczytana od ręki, znakomita, naprawdę bardzo dobra. A będzie jeszcze w tym roku kolejny tomik z serii "Małe licho i...". Tereska jest niezwykle rozrywkowa, nie wina znakomitej autorki, że nie cieszy aż tak jak powinna. Fragment ogrodniczy, zupełna duperelka luźno związana z główną treścią:

....na pergoli puści się coś pnącego, a tu takim szerokim pasem posadzimy...posadzimy... co my tu posadzimy?

-Liliowce - odparły chórem synowa i teściowa.

-Liliowce! Właśnie. Wiedziałem że coś z trzodą. 

Wygląda na to, że ja też będę sadzić, gdyż albowiem ponieważ dotarła paczusia od Tabaazelli. Czy liliowiec jest? Nie wiem na razie, rzuciłam się do pisania. Na pewno jest ciemna róża, liczne kłącza irysków, ciemiernik! Cały i zdrowy. Czerwone doniczusie na tymczasowej ustawce w towarzystwie niespodziewankowego Światowida i cukierków-krówków. Ha!

Prawda, że pięknie prezentują się doniczki? Roślinki w doniczkach mniej piękne, czuła opieka kotecków za czuła.  No dobra. Ciąg dalszy będzie po przerwie, trzeba zadbać o rośliny i futra. Jak nie zadbam o faunę, to coś mi się zdaje, że nie będę miała o co zadbać jeśli chodzi o florę. 

Przerwa techniczna, muzyczka zapowiadana, bez żadnych dodanych pseudo filozofii radosna.

Cd. jutro.

No i już widać, że piątek niełatwy. Zalogować się, to był problem na dzień dobry. Łącza szwankują, praca mocno niekomfortowa, kociszcza szaleją chcąc zwrócić na siebie uwagę. Tupot mustanga lub stada mustangów, demolka i biadolenie, że kiciunie takie samotne. Gruby mustang Feluś rozwalił ustawkę kaktusów, równie tłusty mustang Gacuś przebiegając mi po laptopie zablokował klawiaturę, owsikowato gibki  Jacuś, po jeździe na kolegach mustangach grzeczniutki, pewnie tak będzie jeszcze przez minutę. 

Taaa. Wykrakałam, mustanguje z Gackiem, drży podłoga. Sprawca pogromu kolczaków, Feluś, w chwili odpoczynku w mustangowaniu, oraz ofiary, jedna rozerwana i zagryziona. Sama nie wiem, to dlatego że w domu nie ma myszy?




Oraz ocaleniec ze śmietnika. Przesadzony, ale stan rośliny straszny, uwierz Czytaczu, nie chcesz widzieć go w całości. Kwitnie być może ostatnim tchnieniem. Szkoda, wyjątkowo żywy kolor kwiatów, w pączkach pomarańcz skażony różem, po rozwinięciu ich żarówiasty róż skażony pomarańczem.



W słońcu i bez słońca kolor przekłamany.

No dobrze, coś się ruszyło, wracam do pracy.  Aha. Liliowca nie ma, nawet dobrze, bo on też powinien być na słońcu, a z tym u mnie krucho. 

Późnym wieczorem trzeba mi będzie urządzić archaiczny seans trzepania dywanu. Nie pamiętam kiedy ktoś korzystał  z trzepaka.... a dywan wielki, ciężki i ładny. Tylko dzięki temu że ładny, odwalę ten seans .... a gdzie mam trzepaczkę, na litość!!! Była przecież...

Tyle nagryzmoliłam w trakcie przestojów pracowych. Bardziej dziś udawałam że pracuję niż pracowałam, a ponieważ nie nawykłam  (to dziwnie ale prawdziwe), padam na pysk półślepa od czekania na żwawszy ruch aplikacji, i od wypatrywania czy jest coś do roboty.  Z tego wszystkiego zeżarłam krówki prawie jednym kłapnięciem. Teraz do roboty prawdziwej. Reszta pisania wieczorem.  Bo jest o czym, pierdoły to są wobec wieczności, ale dla mnie miłe. 

Jacuś na chwilce dopieszczania. Lewy dolny róg to fragment mojej osoby. Jedyna wyraźna cykanka z całej serii cykanek owsika Jacusia.

Bardzo się starałam spełnić życzenie Kocurro, no ale sorry, złapać tę iskrę wyraźnie rzecz niemożliwa . Od razu zrozumiałe dlaczego u Kocurro tuzin (cholera, już nie piekarski), zalega. Tak wyszło. 



A po za tym to grzeczne kotki. Bardzo grzeczne, łącznie z tajnym agentem Gackiem.  Rany, kiedy on się w końcu przestanie bać!!!! 


Trudno, nie to nie, choć myślę że uparciuch to obecnie robi sobie zabawę z udawaniem strachu. Chyba i może, za kotem nie trafisz. 

Na oczyszczonym szczotką dywanie pozostałe książkowe radości, pierwsza cykanka zawiera książkę jeszcze nie odfoliowaną. W niedzielę będzie otwarcie. A w sobotę odkurzaczowa jazda zamiast trzepania. Nie znalazłam trzepaczki, może ona w piwnicy....




Nie byłoby tych radości, gdyby nie punkty za socjalne. Syfiasty system liczenia wypłat i progów od których socjalne się należy sprawia, że w życiu bym żywej kasy na oczy nie widziała, więc dobrze że są.

Drobnych radości niematerialnych też jest trochę. Nie wszystko idzie kulawo we właściwą  lub pędem w niewłaściwą stronę. Wyleczony sąsiedzki mopsik, zachwyt (brak cykanki, wybacz Czytaczu) nad nieprawdopodobnym bukietem przywleczonym przez koleżankę położną z pracy. Wdzięczny tatuś zadziałał bardzo kosztownie, doceniając. Bukiet orchidei mieszczący się łodygami w wiadrze, oczywiście nie w wiadrze, bo sprytnie skomponowany tak, że zwykły szeroki wazon starczył. Ze dwie średnie krajowe przepuszczone jak nic, pozostaje mieć nadzieję, że nie wziął na ten cel chwilówki w Providencie. Pomarańczowe wiedziałam że są, ale że żółte z bialo-czarnymi brzegami, falbankowe i lekkie to nie. Orchideowy odpowiednik pazia żeglarza, równie wdzięczny. Śliczności wielobarwne i bardzo radosne. W dziedzinie doznań estetycznych ciągle jeszcze zaskoczenia, te bardzo przyjemne też. 

Nie chcę zapeszać, ale coś mi się zdaje że Bobuś w końcu trafił na właściwego terapeutę, diagnozę i terapię. Nerki, kręgosłup i mięśniaki na nim, nie, nie mięśniaki,  tak mięśniaki, ale nie powinny aż tak, więc jeszcze coś. Nerki, nie przecie nerki badane, borelioza, tak, tak, to ona. Antybiotyki,  nie, nie działają, nic się nie zmienia, wersja odporna i zagnieżdżona, na szczęście nie w mózgu. Pan pójdzie tu i tu, tam pomogą. No i tak to od Iwana do pogana od początku kwietnia. Mamy październik i jest nadzieja, choć to gówno lubi być oporne i wracać. Ku rozpaczy Bobusia restrykcyjna dieta, ale rozpacz maleje bo skuteczna. 

I tu kończę. Jeszcze spróbuję cyknać duet w pościeli, wiem że śpią.  A chała, Gacek ma radar.


Dobranoc Czytaczu. 


33 komentarze:

  1. Mnie zazwyczaj otuchy dodaje myśl- nadzieja, że po śmierci nic już nie ma, nie ma bólu, tęsknoty, żalu cierpienia. Absolutna nicość- to dla mnie brzmi kojąco. Aczkolwiek dopuszczam, że mogę się mylić :) Niech Ci się Tabaazelkowe roślinki dobrze przyjmują. Doniczki fajnie się zgrały z kwieciem, szczególnie tej trzykrotce kolor osłonki pięknie podkreślił refleksy na liściach. Świetne są też te bukiety z suchych czosnków, trochę żałuję, że swoich nie przycięłam, bo tak mi się podobały na rabatach.
    Winobluszcz już spurpurowiał, a ja nie mam kiedy poogrodować, buuu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem. Ty też nie wiesz. Może obie mamy rację i się mylimy. Jest przecież wariant żydowski, gdzie rzeczywiście nicość ale czasowa. Nie ma co, na nadziei i przypuszczeniach że coś tam jest lub nie ma zbudowana cała ludzka kultura wszystkie wierzenia i religie. Nie rozkminimy tego, więc pozostaje nam tu i teraz. I skoro tu i teraz nie możesz poogrodować, to czysta krzywda jest....

      Usuń
  2. No bo Jacuś jest najpiękniejszy i trzeba mu fotki robić :) na tle pocztówek może ale Jacuś musi mieć główny plan, wiadomo :D
    Na szamana też czekam, czwarty tom zaczynam, ale ciężko na razie się skupić. Jakoś myśli uciekają. No zobaczymy jak to będzie. Pierwszy raz straciłam tak wiekowego kotka. I chyba trochę jakby szok mnie trzyma jeszcze. W weekend się wypłacze w domu. W pracy trzeba się trzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jacuś piękny. Taaak.
      Co zrobić Kocurku, my tu wszyscy chwilowo. Praca pomaga, Dora ma rację także i w temacie łez. Pomaga także to, że jest się jeszcze człekiem odpowiedzialnym za tych co są przy nas. Ja jednak mam nadzieję, że śmierć to nie koniec. Jeśli jednak koniec, to nasze życie tym cenniejsze i trzeba żyć najlepiej jak się da. A wiesz że będzie nowa Paulina H? Tak, wiem, długi po leczeniu kotusia-Jagusia zostały, ale jest nadzieja na całkiem nową przyjemność kiedyś tam... przytulam.

      Usuń
  3. Praca ratuje, inaczej czlowiek by się zaplakał, wiem jak to jest.Ryczałam w roznych momentach, w aucie, na spacerze, przy jedzeniu, trzeba wyplakac swoje, teraz juz wspominam bez łez, chyba że przypomnę te najgorsze chwile. Boli, nie ma na to rady. Nie wierzę w teczowe mosty i spotkania gdzieś. Jest się tu i teraz, potem nicość.

    No dobra, a teraz o kwiatkach i doniczkach , ocaleniec bardzo ladny, moze jedak przetrwa. Ja bym zapakowala do szklarenek, klatek tecroslinki, zeby kotostwo nie mialo mozliwosci wywalania i lamania, opracuj jakis system, bo szkoda i kwiatkow i pracy przy sprzataniu.
    Doniczki ladniutkie, wystawka cała, no ale co, jak futra szaleją, bo cos fajnego,nowego i jest zabawa, że hej.
    Czy dajesz im trawę?

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że nie obudzę się za bramą jako królik w Australii🤣🤣🤣, kto to wie jak będzie i czy będzie. W temacie pierwszym wypisałam się powyżej. Nic dodać nie dodam,
    Co do szklarenek, to musiałabym je przyklejać do podłoża lub do siebie, Feluś jest stworzonkiem baaardzo upartym w dążeniu do bratania się z zielonym. I tak, dostaje trawkę, więcej, kombinuję jakby tu mu zrobić kawałek trawnika, tak, żeby mógł się na niego uwalić. Wątpię czy mu to wystarczy, przeszczęśliwy był jak miałam pokojowa dżunglę. Tak ją kochał, że zakochał do imentu. No ale jest teraz dorosły i poważniejszy, więc próby zazielenienia podjęte. Może się uda.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja myślę, że skoro wszechświat składa się z materii i energii, to ciało po śmierci i rozmaitych procesach wraca do obiegu w jakiejś tam postaci, i tak samo gdzieś podziewa się energia, która napędzała nasze komórki i do ostatniej chwili w nich powstawała. Tyle w skrócie, bo to temat-rzeka.
    O naszych zwierzątkach, które odeszły, lubię myśleć, że brykają sobie szczęśliwe gdzieś tam po błękitnych łąkach za tęczowym mostem... Zostaje pamięć spędzonych z nimi dni i dobro, którym nas obdarzyły.
    PS. nie było mnie trochę, były problemy z netem, nie mogłam się zalogować na swoje konto i szlag mnie trafiał po odejściu Jagusia, że u Ciebie w ogóle nie mogłam zostawiać komentarza, sama nie wiem, może to z nerwów, udało się coś skrótowo u Kocurka. Słowo daję, że się popłakałam, no tego się nie robi człowiekom... ech... Ale taka prawda, że może i lepiej, że się nie męczył dłużej i trzeba wierzyć, że jest jakieś zwierzątkowe niebo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda że cios? Co zrobić, może jego ciałko wiedziało lepiej.
      Tak, myślę, że jest szansa na zwierzątkowe niebo. Temat ocean, rzeka to mało, ludzkość od zarania przerabia i nie przerobiła. Wersja Kocurkowego Młodego prawdopodobna, tak jak i każda inna. A wersja to taka, że Jaguś leci w kosmos, by odkrywać kosmiczne koty. Może i tak.

      Coś podobnego, nic nie kombinowałam, być może brak możliwości komentowania pomysłem Chamydła Gugięła lub Bloggera. Też Chamydła. Ale dobrze że jesteś.

      Usuń
  6. Kazdemu jego wlasne niebo, mlodemu pomaga takie myslenie i dobrze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No. Przecie i my, bez żadnej wiedzy co i jak też kombinujemy.

      Usuń
  7. A to łotry i szkodniki ! A na nieruchomym zdjęciu- słodycz wcielona :) Na sukulenty albo paprocie nadałoby się też ciężkie akwarium, nie zostało Ci takie po młodzieńczych pasjach ? Tak się zastanawiam, czy jakieś psikadła czy posypki na ziemię- odstraszacze kotów nie pomogłyby uchronić roślinek ? Nie wiem, na ile one są skuteczne, ponoć mają nieprzyjemny dla zwierzaków zapach i zniechęcają je do zbliżania się . Ładny ten ocaleniec, moja ciocia miała duży egzemplarz takiego, stał na pięknym drewnianym thonetowskim kwietniku, chyba jeszcze przedwojennym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akwaria mam. Nawet dwa. Głębokie na pół metra, ciężkie jak cholera. Czterdzieści centymetrów na czterdzieści mniejsze, większe czterdzieści na osiemdziesiąt. Przy Kubusiu się okazało, że rybek to się nie da. Kłopot bo zdemolowane pokrywy wyrzucone, nie wytrzymały dwunastokilowego wtedy kicia. Bez pokryw to ja nie widzę żadnych akwariowych upraw, żadnych. W końcu, jak się komuś uprze, to kaktus wygodny.
      Ocaleniec przypomina mumię, wypalony słońcem i wysuszony. Chciałabym by żył.

      Usuń
    2. To w tym mniejszym spokojnie można zrobić sobie mini- las, przykryć jakąś szybą, na to kamień i żaden kot mu niestraszny będzie. Jeśli las z paprotkowatych, to i na komodzie może stać, bo nie potrzebuje dużo światła. Ja zeszłą jesienią eksperymentalnie kupiłam dwa maleństwa paprociowate, posadziłam bez zbytniego nabożeństwa w takich pojemnikach, jakie miałam pod ręką, przykryłam glinianymi podstawkami od doniczek. I rośnie ! Ta delikatniejsza, strzępiasta paprotka nie przetrwała, ale druga radzi sobie świetnie.
      Ocaleniec ma szansę, byle go nie przelać, bo on chyba też z sukinkulentów :)

      Usuń
    3. Mp, przemyślę sprawę. Wolałabym nie przeżywać jednak raz jeszcze
      transportu na trasie piwnica-mieszkanie. U mnie nie ma windy, a one naprawdę...

      Usuń
  8. Nie no, kotki najwytaźniej nie lubią cykanek , a,szkoda, bo ladniuchne takie i te łapunie i noseczki, no nix a,nic na lobuzow nie wygladają, a tu takie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Jacuś wygląda troszki jakby jakiś egzorcyzm by się przydał. Może mu właśnie jakiegoś szamana by się przydało. Ale może Romanka przeczyta to akurat może znajdzie opis jakiegoś rytuału. Ale obawiam się, że rytuał najlepszy to nakarmić tak, żeby spało i puchło i nie miało siły doniczek zwalać. Ja nie mam doniczek, bo tak właśnie kwiatki kończyły...
      PS. I też nie mam trzepaczki.

      Usuń
    2. A ja mam trzepaczke i kwiatkow kilka też.

      Usuń
    3. Jacuś i Feluś nic nie mają przeciw, to tylko Gacuś... I dlatego nie ma cykanek. Szkody, dokuczność obecnego stada to pryszczunio wobec tego co wyczyniał odtrącony od cyca (Bo ileż mozna !!!! Był nienasycony} Tytusek. On działał z premedytacją złośliwą, lanie sikiem po ścianach przy wlażeniu na półki, specjalne niszczenie tego co się tylko dało, na zasadzie "nie kochasz to masz".

      Usuń
    4. Kocurku, na Jacusia rytuał jedzeniowy nie działa. Je malutkimi porcjami, i szczęście że bardziej lubi suche przy takim sposobie jedzenia. Nie znaczy to że nie żąda mokrego, bo jak duet, to on też, tyle że zawsze duet po nim dojada. Pękną.

      Usuń
    5. Doruś, brawo Ty!! I trzepaczka i kwiatki, no, no🤣❤️🤣❤️

      Usuń
  9. Nie no piękne kotusie! U mnie Alex brat Jagusia ma taki radar. Jego można karmić, kuwety czyścić, ale on żyje sobie w odległości. Nie wiem, jak on reaguje. Czy bracia czują, że tego drugiego nie ma. Był w pokoju młodego, chodził tam, może myślał, że tam Jaguś zaległ i nie wychodzi. Wczoraj odebrałam pojemnik i kocyki. Ale ja zostałam pod wetem. Druga Połowa weszła. Ja nie byłam w stanie. Siedziałam na schodkach. Mówiła Wet, że ten nowotwór bardzo brzydko wyglądał. Musiał sobie powoli rosnąć jakiś czas i go zjadać. Fakt, że Jaguś chudł powoli, a człowiek brał to za wiek no bo starsze kotki jedzą mniej. Wiadomo, że to nie to co kiedyś, że Jaguar ważył 7.5 kg teraz powoli był na 5kg jak ząb odkryty chory został. Patrzę na tego Aleksija i nie wiem. Może z czasem się dowiem, czy bracia coś zauważają... Mefisto póki co skrzecz i maruda niejadek jak zawsze. Dla niego będą te saszetki hillsa. Miały być dla Jagusia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważają na pewno, tęsknią. Ale też dla nich odchodzenie bywa faktem akceptowanym. Tak mi się wydaje..... Koty są tak rozmaite! Jedne działają wg. okrutnych praw stada, inne są aniołami pielegniarsko-stróżującymi. Tak jak u ludzi.

      Usuń
  10. O jednak Mistrza i Małgorzatę widzę! Ja nadal nie wiem na jake tłumaczenie się zdecydować. Ehhhh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja pewnie mam decydować które tłumaczenie, tak? Nie da rady, odmawiam😀, ale dam Ci wskazówkę, o Kocurro!!! Biblioteka, tak brzmi wskazówka 😀

      Usuń
  11. Mefi nie lubi hillsa więc musimy u weta wymienić na puszki Salmon 😑

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się da, to koniecznie. Przy kocich uporach to nie ma sensu nadziewać nielubianym.😀

      Usuń
  12. W rozważania metafizyczne wchodzić nie będę, bo się poryczę.
    Kochane kotusie zrobiły Ci rozsady sukuli, więc powinnaś być wdzięczna, o! Z agonalną schlumbergerą zrobiłabym następująco (a w zasadzie już kilka razy tak robiłam, zwłaszcza z egzemplarzami o zachwycającym kwieciu): uszczknąć należy nieduże kawałeczki na szczepki i po 2-3 razem w nowe doniczki wsadzić, jak się ukorzenią. Wtedy nie żal, gdy całkiem ducha wyzionie roślina matka.
    Książki wspaniałe! Efekt pandy już czeka u mnie na półce, ale że nowe Muminki wyszły, nie wiedziałam!
    ...żeby mi się udało ocalić Kapsla, jak Tobie Bobusia. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że mam kota zdrowego jak słoń. To dlaczego jest tak źle? W poniedziałek szukam tomografu i dobrego neurologa :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śle fluidy dla Kapsla 🌊🌊🌊🌊🌊🌊
      No u nas właśnie u Jagusia wydawałoby się nic wielkiego, a po otwarciu wyszedł skorupiak 🦀🥺

      Usuń
    2. O rany, a ja zawracałam Psicy głowę u niej na blogim pytając o Kapsla! Cholera, jakbym wykrakała tego neurologa. Z tym że jak to neurologiczne to jak to mawiajo moje dohtory - pół roku leczenia. Bobuś tak słabuje?! Qurcze, a ja tu żale zanoszę a sama masz cinżko. Wstydam się! Co do sukulentów to jest racja - trza rozsadzać. co do metafizyki - na pewno zmieniamy formę, pytanie co z treścią.

      Usuń
    3. Od najmniej ważnego Pieso odpowiadam.

      Bobuś to ludź, mój brat cioteczny, samodzielnie o siebie dba, miejmy nadzieję że w końcu skutecznie. Zaczyna być lepiej i będzie całkiem dobrze i to jest WAŻNE.

      Książki, one nie takie mało ważne, ale wobec realnych spraw co się nimi trzeba zająć to jednak mniej ważne 😀. Muminki to pierwszy raz u nas wydane gazetowe komiksy Tove, cholernie drogie, gdyby nie wzmiankowane punkty, w życiu bym nie kupiła nawet jednego tomu. Marta Kisiel bezcenna😀, baardzo lubię.
      Z rady co do rozsady ogniście skorzystam, kolor kwiatów bardzo do mnie przemawia. Sukulowe kawalątka wsadzone😀

      Piesko, zrobisz dla Kapsla co tylko możesz, przecież to pewne. Niestety, my możemy bardzo dużo, ale niestety nie wszystko. Tym niemniej, myślę że dla Kapsla jest nadzieja, znajdziesz i neurologa i tomograf, bo gdzie jak nie we Wrocławiu!. Trzymam kciuki, to oczywiste.
      Trzymaj się Kobieto.

      Usuń
    4. Ja już nie mam tak ciężko. Z Bobusiem lepiej, tona martwiącego gówna zleciała. Było niedobrze i bardzo boleśnie, nie żeby ciągle i zawsze, ale niewiele brakowało by podzielił los wielkich gwiazd popu, łykających na tony przeciwbólówki. Bo łykał bardzo i mało już pomagały. Mięśniaki częściowo wyeliminowane masażem, bo Bobuś trafił na geniusza masażystę co umie, jeszcze są, uparte cholery, ale w zaniku, gorzej że umiejscowione tak, że jednak mają wpływ na kręgosłup. Zostały oczywiście zmartwienia inne, ale nawet sobie nie zdawałam sprawy jak przygniatało Bobusiowe zdrowie. Zaczyna szczupleć, to bardzo dobrze, bo przez wymuszoną nieruchawość tył od powietrza. Tak, teraz są dni że go boli, ale nawet nie ma porównania. Lepiej.

      Usuń
    5. Ja wiem, że Bobuś to ludź, bo gdzieś mi mignęło, ale tak się przejmowałaś Bobusiem, że mi głupio wyszło w jednym zdaniu upchnęłam go z Kapslem, bo też się przejmuję do samych trzewi. A z Bobusiem analogia jest wyraźna, bo DIAGNOZA jest kluczowa, a tutaj brak!
      Gryzę się kociszczem chyba bardziej niż ewentualnie rodziną. Jak gdzieś napisała Tabs o Kochasiu - bo ludzie o siebie lepiej lub gorzej zatroszczą się sami, kociszcza nie.
      Z Muminków Niebezpieczna podróż była wydana już wcześniej, bo mam to poprzednie wydanie, ale o reszcie nawet nie wiedziałam. Poczekamy aż ceny przestaną być zaporowe i pojawią się używki na allegro, co pewnie za jakiś czas nastąpi.

      Usuń
    6. Diagnoza będzie, nie mam żadnych wątpliwości że dopadniesz i tomografu i speca od interpretacji wyniku. Być może ropnia już nie ma, ale zmiany pozostawił, a one znikają wolno. Ale znikają. Tak, Tabs ma rację we wszystkich procentach świata, tak, gryzienie się nieuniknione, o ile nie jest się nieczułym bucem.
      Muminkowych bardzo dziecięcych książeczek i komiksów jest trochę, bardzo mało znanych. Książeczki "Co było dalej", i o Maciupku. Niezwykłe to to, że Muminki są światem o wiele bardziej skomplikowanym niż by wynikało z powieści. Komiksy, mimo tego, że to nie moja bajka, dają obraz w którym rzeczywisty świat odbija się na sposób Tove. To jest rewelacja.

      Usuń