Miałam pokazać nabytki. Oto one. Pierwsza cykanka to cztery wyszywane krzyżykami jaśki, "nowe" nabytki leżą na "starej" domowej hiszpańskiej kapie. Jaśki różnią się ciut rozmiarami i stopniem nabicia nie wiadomo czym. Nie ma zamków, guzików czy zatrzasków, jak dla mnie rzecz nie do zaakceptowania, będzie prucie i przeróbka na większe poszewki, z praniem lub wyrzuceniem wkładu. I z haftowaniem nowych powiększających obrzeży, niech to jasna dupa.... Przeróbka na większe jaśkowe poszewki, bo posiadane jaśki mają rozmiar 45x45, te wyraźnie mniejsze a nie chcę zakładać kolonii w rozmiarach różnych, wystarczy kolonia w rozmiarze posiadanym. Jeszcze jeden do wyszycia, rozmiar właściwy, serwetka. Pięć sztuk w jednej konwencji będzie. Jaśków domowych sześć, może jeszcze kiedyś coś dokupię. Hiszpańska kapa jest pamiątką po pobycie trzydzieści i parę lat temu na Costa Brava, dwustronna, wielka i bardzo lubiana, używana często. Niezniszczalna mimo jasnych barw jednej i drugiej strony, obie strony widać na cykance.
Powyżej serwetka co stanie się jaśkiem, na tle tym razem innej domowej narzuty, ta mniejsza, ale kanapę przykryje. Mam jeszcze dwie kapy w geometryczno-ludowe wariacje (jedna się stanie pokrowcem fotelików), podusie będą pasować, już pasują do każdej. Serwetka ma wyszycia jasne, planuję dodać innych kolorów.
I już te pokazane sztuki dają pojęcie o czekającym mnie wyzwaniu. Odkładanym na zimę.
A przecież jeszcze wersja czerwona poduszek i pokrowców, moc materiałów zgromadzonych, aksamity, welury, jedwabie i sztruksy. Tu będzie trzeba uszyć zasłony, pokombinować z kapą. Być może grafitową, być może nada się ta kiedyś się pojawiająca już na cykance.. Planowany styl tym razem może dyktować ta poszewka, też ostatni zakup i też rozmiar niewłaściwy, za duża, co łatwe do korekty. A może ta czerwona poducha skończy u mnie na fotelu? Jej gładka siostra prezentuje róg na cykance. Też duża. Może kolekcja czerwonych poduch będzie gładka? Zobaczymy. To, że we łbie eksplodują mi pomysły i chciejstwo bierze władzę nad rozsądkiem, nie oznacza że mam polec z przepracowania......
Przeznaczenie docelowe tkanin to duży pokój i Łojca pokój, bo lubię odmiany, wersje na różne pory roku i okazje. I jest ich trochę już w szafie, ale jak widać upodobanie się rozwija. Nie do wiary jak prostym szacher-macher szmatami da się odmienić wnętrze w bardzo krótkim czasie i minimalnym wysiłkiem. Dlatego lubię, i niewielką doprawdy uciążliwością konieczność przechowywania szmat i dbania o nie. Aktualnie odmianom podlega były Łojcowy pokój, teraz przejrzyste zasłony w roślinny wzór i pokrowce na fotele, białobrązowe, brązowobiałe. Dywan z poprzedniego posta zostaje, on zmienia miejsce pobytu, raz duży pokój, raz Łojcowy, na zmianę z zielonym. A jeden dywan, stały kiedyś u Łojca wyleciał.... U mnie zmieniają się tylko kapy przykrywające pościel i pokrowiec na fotel. Oraz pościele. Ostatnio nabyta, kombinowana oczywiście, to ta. Zygzakowa poszwa, geometryczne kwiaty poszewka, jedna z dwóch.
I to wszystko przy okazji bytności w Sortexie w poszukiwaniu czerwonych osłonek. No, prawie wszystko, turystyczny zaczątek wcześniejszy. Rozumiesz Czytaczu dlaczego odpuściłam rudym kotusiom? Oraz na razie poszukiwaniu osłonek?
⭐
Post powstał bo nie było dziś bobusiowania.... Powinnam porządnie umocować kamole-ścieżkę, poprzesadzać to i owo, sprawdzić, czy rzeczywiście podlanie roztworem wody utlenionej róż im pomogło. A nie mam siły, odpuściłam, post wymagał znacznie mniej wysiłku. Dodatkowo dwa tygodnie temu złamałam po raz kolejny stylisko wideł - w ubiegłą sobotę zawiozłam nowo nabyte, ale Bobusia nie było, a bez niego nie ma dostępu do narzędzi, dobrze konieczne zadołował. Więc to co miałam przekopać i odchwaścić leży odłogiem, może Bobuś miłosiernie zamontował kija... Sprawdzę może za tydzień.
Trudno. Muszą wystarczyć foty Tabaazowego ogrodu. Pastelowe i tęskne. Przepiękne.
Nie mam na nic siły, tu coś tajemniczego się dzieje. Być może przeforsowanie a może jeszcze wraca czkawką pocowidowe osłabienie. Już przecież było tak dobrze. To coś niemożliwie dołującego, zaraza pożegnana, teoretycznie bez trwałych uszczerbków, a skutki jednak są. Doczytałam o łysieniu pocovidowym, zdaje się że na to świństwo żadne domowe sposoby nie działają. Może to tylko informacje sponsorowane przez gabinety mające aparaturę do naświetlań czerwonym laserem, może prawda. Jak na razie nie widzę skutków kuracji domowych, ale za wcześnie by coś było widać. Więc odpływ sił też może być skutkiem, niech to szlag. Ale odpoczywam, może będzie i przypływ.
Nie ma obchodów i wychodów. Na nie też szlaban, ewentualnie w niedzielę giełda.
Jest jak widać przebieranie prezentowanych zachciejów i przydasi nabytych przy okazji szukania osłonek. Jest rozglądanie się po zasobach. Jest leniwe mierzenie mebli bo tu też pomysłów moc.
W aranżacji żadnej dożynkowe nabytki roślinne. Część kolcowa i sucholubna. Strach się bać, co się może dziać i jakie przydasie i zachcieje się jeszcze mogą w związku z nimi pojawić.
Pa Czytaczu.
R.R. pisała.
Zachwyciły mnie roślinki, cudne są! Z tkanin najbardziej mi się podoba hiszpańska kapa i pościele. Jaśki może trzeba kupić, bywają takie małe za złotówkę prawie. Niemoc mnie też dopadła, ale zwalam to na pogodę, bo na razie przepięknie jest, cieplutko (26 stopni u mnie dzisiaj), ale już się zrywał wiaterek i zapowiadają burze.
OdpowiedzUsuńRoślinki są maleńtasami, średnica sześć centymetrów doniczuszki. Niemoc szaleje jak widać, może to rzeczywiście sprawa pogody i ciśnienia 😔. Czyli rzeczy zmiennej😀. Byłoby miło, gdyby przyszła zmiana co do samopoczuć przy zachowaniu słońca i ciepła, nie uważasz?😀
UsuńW sumie to niemoc mi nie przeszkadza, jak mam weekend na luzie, czyli bez pilnych prac domowych. Trochę się pokręciłam po ogrodzie, trochę posiedziałam na tarasie, poleżałam czytając książkę, pogapiłam się na padnięte i polegujące cały dzień koty... Nigdzie mi się nie śpieszyło, nic się nie paliło. Bardzo przyjemna niemoc :). A pogoda cudna, do wieczora się znowu całkiem rozpogodziło, te burze to nie wiem gdzie niby mają być, ale nas ominęły. Uwielbiam wrzesień :). Za płotem kwitną nawłocie, więc podśpiewuję sobie "mimozami jesień się zaczyna" i naprawdę o niczym więcej nie marzę. To był piękny dzień :).
UsuńMnie jednak dokopało. Nie lubię stanu bezradności i bezsiły, trochę za długo miałam z nimi do czynienia, a tu zwykłe życie z czynnościami podstawowymi zrobiło się trudne😔.
UsuńWrzesień, tak, ten jest cudem😀, i jak miło że doceniasz 😀.
No i u mnie właśnie przeszło krótkie burzowe natarcie. Z deszczem grzmocącym strugami z drobinkami lodu, grzmotami i wiatrem. Z dziesięć minut gwałtowności,nie nie do wiary, jak mi się wigor podniósł 😀
UsuńNo widzisz, zapowiadali u mnie, a u Ciebie było burzowo. U mnie od rana można powiedzieć że coś wisi w powietrzu, ciepło ale z chmurami, pokapuje tylko czasem, koty padnięte, ja niemrawa. Mąż pojechał na szkolenie, młodzież bawi się na weselu kolegi, to ja tu sobie poleguję z kotami i mam na wszystko wyrąbane :). Nawet są pozytywy, bo z nudów wena na mnie spłynęła i coś tam sobie nieśpiesznie tworzę, niezupełnie malarsko, jak wyjdzie coś z tego, to pokażę.
UsuńCzyli wpływ niemrawości i niemocy twórczy😀. Coś w tym jest😀, być może mózg potrzebuje takiego odpuszczenia😀, chwili samotności i zalegania😀
UsuńNie oparłabym się poduszkom, są śliczne! Kaktusy, marzenie!
OdpowiedzUsuńJa mam z głowy oslonki, postanowiłam, że będą białe i szlus.
Ach jakie ja dzisiaj rozne cudownosci w klamociarni widzialam, no ale mnie nie pasujace,gdybym miała dom, ogród,oooooo, to kupowałabym i kupowała.
No i to wiezienie do PL,też kłopotliwe.
Jak widać, nie oparłam się 😀. Osłonki Doruś, u mnie białe są. Seledynowe i różowe też. We wzorki różne też. Zachowałam to co było całe u w stanie jakim takim. Ale po pierwsze za duże, po drugie fatalnie wyglądają w kuchni. Przefatalnie.
UsuńAch. Ale przecież czasem trafiasz na takie cuda co to pasują i warty zachodu kłopot z przewozem 😀
Poduszeczki bardzo me gusta. Mła tyż gdzieś miała krzyżykowce pochowane, zdawa jej się że są w dużym wiklinowym koszu, w materiał zawinięte i ofoliowane coby kurz im nie szkodził. Wiesz, mła podobnie jak i Ty odmienia chałupę za pomocą szmat. Tanio i miło, jeszcze w ramach bonusu człowiek paluchy ćwiczy. Widzę że kolczaste się pojawiło a u mła za sprawką Dżizaasa kolejna czerwona osłonka. Większa bo 15 cm średnicy i polewa jakby lepszej jakości. Jutro sfocę. Oblookasz sobie swoje nowe osłonki zusammen razem do kupy.
OdpowiedzUsuńOjojoj😀. Coś podobnego, chcę oczywiście 😀 i bardzo dziękuję 😀
UsuńKolczaste to wiadomo, że za Twoją przyczyną 😀.
Krzyżykowe hafty bardzo lubię, a jeszcze takie z geometrią o źródle etnicznym w roli głównej to już ach i och 😀
Co do niemocy to Małgosia ma rację ( powinnam chyba napisać jak zwykle ) - ona to stoi za padnięciami. Mła dziś miała takie zjazdowe ciśnienie że ją ludzie w kolejce do kasy przepuścili choć mła o nic takiego nie prosiła. Pewnie musiałam tragicznie wyglądać. No dupa! :-/
OdpowiedzUsuńOby Małgosia i tym razem miała rację 😀, jest nadzieja że tak, ma😀, choć przykro, że niemoc dotyka i Ciebie i Ją. Mnie jednak wieści o laserze co to jedynym remedium zdołowały. Może to też ściema😔, tyle ich że człek głupieje😔
UsuńPoduszki bardzo mi się podobają, może zamiast powiększać je przez haftowanie, wszyć je jako ozdobny panel w okienku z jednokolorowego obrzeża i tyłu poduszki ? Roślinki ciekawe, ale ten pierwszy i trzeci kaktus wyglądają na podstępne, nie mają takich drobniutkich pęczków kolców jak opuncje ? Plany szyciowe masz rzeczywiście ambitne, oby starczyło czasu, zapału i sił na ich realizację .
OdpowiedzUsuńPrzymierzałam i jednak najlepiej zahaftować, nawet jednorodną w kolorze lamówką. Jakiś zysk będzie, przynajmniej mi wyjdą z szuflady zapasy mulin i mulinopodobnych😀. Z szyciem nie wiem jak wyjdzie, plany są. Natomiast kaktus kłujący straszliwie to ten z widocznymi gołym okiem kolcami, podejrzewany o kłucie drugi ma fakturę kostropatej niedojrzałej szyszki i nie kłuje 😀
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu jaśków 😀 Miło im chyba😀. Burza u mnie była, krótka ale pomocna😀. Zaczynam podejrzewać istnienie u siebie genu Frankensteina, ożywiło mnie wyraźnie😀
OdpowiedzUsuńNas ogluciało. Przeczytam w domu. Od lekarza wracam. A szczęście testu nie będzie.
OdpowiedzUsuńCoście robili o Kocurro że was ogluciało? Było odgrywanie deszczowej piosenki? W burzy?
OdpowiedzUsuńA poważnie pisząc, to proszę dbaj i o siebie i o rodzinę..
W szkole wf na dworze niezależnie od chłodu w stroju na wf koszulka i krotkie ciemne spodenki. Taka pani od wf....
UsuńAno, skad my to znamy, nie cierpiałam wuefu.
UsuńTeoretycznie to na wf nie powinno być z powodu wf-owania problemu ze zmarznięciem, przewianiem i zaziębieniem, praktyka pokazuje co innego. Ech. I przyniosło biedne Dziecko gluta do domu... Kurujcie się wytrwale i skutecznie❤️😀❤️
UsuńTeż nie lubiłam. Może niesłusznie, ale nie wspominam dobrze. Zawsze byłam fatalna w grach zespołowych i rywalizacji.
UsuńŻyczę Kocuru odglucenia prędkiego!
OdpowiedzUsuńKobita wymagająca. Wf na dworze, strój ma być czarno biały. Yhhh.
OdpowiedzUsuńI pewnie wersja krótka. 😔
OdpowiedzUsuńTak, żadnych dresów :(
UsuńKocurro, trudno, kurujcie się,cynk proszę dawać, cynk proszę brać rodzinnie, witaminę D, wapń, woda z cytryną, lub szamanie cytrusów ❤️. Oby to było tylko zaglutanie, wiesz przecież 😔.
Usuń